Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd skazał sprawców wycięcia drzew przy ul. Nadmorskiej w Łebie

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Sąd Rejonowy w Lęborku skazał na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok Marię van E. oraz Jerzego R. za dokonanie zniszczeń w świecie roślinnym i zwierzęcym poprzez wycięcie ok. 3 ha boru bażynowego na terenie ul. Nadmorskiej w Łebie. Dodatkowo Jerzy R. musi zapłacić 15 tys. zł grzywny i 8 tys. zł nawiązki na Fundusz Ochrony Środowiska a Maria van E. 6 tys. zł grzywny, 5 tys. zł nawiązki na FOŚ. Obie strony będą musiały ponieść koszty procesu. Wyrok nie jest prawomocny.

W uzasadnieniu sąd wskazał, że wycięcie ok. 3 ha lasu spowodowało nieodwracalne zmiany w ekosystemie i znaczne zniszczenia w świecie roślinnym i zwierzęcym.

- Wycięcie lasu na przedmiotowych działkach stanowi istotne zniszczenie wartości przyrodniczej tej części Mierzei Sarbskiej, poprzez wycinkę drzew oraz bezpośrednie zniszczenie siedlisk przyrodniczych, np. siedlisk objętych ochroną gatunkową storczyków, nadmorskiego boru bażynowego, a także z dużym prawdopodobieństwem bezpośredniego zniszczenia storczyków

-uzasadnia sędzia Katarzyna Wesołowska.

- Tak więc mamy do czynienia zarówno ze zniszczeniem bezpośrednim ekosystemu leśnego, jak i zniszczeniem gatunków roślin a prawdopodobnie także i zwierząt.

Nie przyznają się do winy

Do wycinki drzew doszło w lutym 2017 roku na czterech działkach przy ul Nadmorskiej w Łebie z których trzy należały do Jerzego R. a czwarta do Marii van E. Wycinkę zlecił pracownikom Jerzy R. Drzewa z działki Marii van E. usunęli za jej zgodą.
Oboje oskarżeni podkreślali, że drzewa zostały wycięte podczas krótkiego okresu obowiązywania tzw. lex Szyszko, które umożliwiało ich usunięcie na prywatnych terenach. Po wyrębie RDOŚ co prawda nakazał oskarżonym nasadzenie 18 tys. drzew, ale po odwołaniu właścicieli działek Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska umorzyła postępowanie. GDOŚ szkody uznał za bezsprzeczne, ale postępowanie prowadzono w trybie ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie, która skierowana jest do podmiotów gospodarczych. Drzewa wycięły osoby prywatne dlatego sprawę umorzono.
Oskarżeni od początku konsekwentnie nie przyznają się do winy. Wyjaśniali, że kupili tereny jako tereny różne z myślą o ich zabudowie, na którą pozwalało studium, a później klasyfikację zmieniono na tereny leśne. Jerzy R. i Maria van E. skutecznie odwołali się od tej decyzji i przywrócono działkom pierwotną klasyfikację, ale nadal nie mogli tam budować, ponieważ wykluczał to zatwierdzony później plan zagospodarowania przestrzennego. Oboje oskarżeni twierdzą, że plan został zmieniony na podstawie nieważnych decyzji.

-Oskarżeni czuli się wręcz oszukani

– mówi Robert Firlej z Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

- Kupując działki byli przekonani, że na tych terenach wybudują budynki, które miały służyć jako pensjonaty i hotele.Byli zdeterminowani, więc wykorzystali pierwszą okazję do tego, by można było na niej stawiać budynki.

Oskarżeni, jak podkreślała prokuratura, zdawali sobie sprawę z tego, że plan nie pozwala na budowę, a jednak zdecydowali się wyciąć drzewa.

- Doskonale znali sytuację faktyczną i prawną działek, którymi władali

- uważa prokurator Robert Firlej.

- Zgłaszali zastrzeżenia do planu zagospodarowania przestrzennego. Nie zgadzali się m.in. ze stwierdzeniami zawartymi w tym planie, że znajdują się tam rośliny chronione, ale nie są fachowcami. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że te rośliny tam były, a oni mieli o tym wiedzę właśnie z planu zagospodarowania.

Sąd podzielił w tej kwestii opinię prokuratury. Nie przyjął też tłumaczenia oskarżonych, że zgodę na wycięcie drzew uzyskali oni w magistracie, chociaż jako dowód przedstawili przed sądem nagranie dyktafonem urzędnika wydziału środowiska. Sąd uznał jednak, że oskarżeni sami naprowadzali rozmówcę na korzystne dla siebie stwierdzenia. Zdaniem sądu, nie były one jednoznaczne i nie przesądzały o zgodzie na wycinkę na należących do oskarżonych działkach.
Jerzy R. twierdził, że na swoich terenach zamierza prowadzić działalność gospodarczą, Maria van. E. podkreślała, że na działce chciała wybudować dom i w nim zamieszkać. W swoim działaniu oskarżeni powoływali się na zapisy tzw. "lex Szyszko", ale zdaniem prokuratury, źle je rozumieli. W opinii prokuratury w tym prawie chodziło o taką zmianę przepisu, by można było bez zgody urzędnika ze swojej działki usunąć drzewo, które np. zasłania słońce, czy widok.

- Nieprzypadkowo w tym przepisie jest użyta liczba pojedyncza. Chodziło o usunięcie drzewa i to usunięcie nie może być związane z prowadzoną działalnością gospodarczą. Nawet ten przepis został w pewien sposób złamany, bo oskarżony Jerzy R. od początku twierdził, że przyświecał mu cel gospodarczy. Myślę, że taki cel przyświecał również Marii van E., chociaż to neguje

- mówił Robert Firlej.

-Ta ustawa nie dawała możliwości wycinania drzew gdziekolwiek i pod byle pozorem. Wycięcie kilku hektarów drzew w pasie przybrzeżnym nijak się ma do tej ustawy.

Również w tej kwestii sąd podzielił zdanie oskarżenia.

Rozbieżne opinie biegłych

W tej sprawie powołano 3 biegłych. Jeden biegły nie dopatrzył się znacznej szkody w środowisku na tych terenach, natomiast dwaj biegli stwierdzili, że podczas wycinki do doszło do zniszczeń, a bażyna będzie odradzała się bardzo długo, lub nie odrodzi się wcale.

- Jest to związane z tym, że z jednej zakorzenionej rośliny po kliku, kilkunastu latach powstanie odrost, który spowoduje, że ta roślina się odbuduje. W przypadku bażyny rozmnażanie przez rozpylanie nasion jest praktycznie pomijalne-

- tłumaczył biegły Łukasz Czyleko.
Obrona wnosiła o uniewinnienie i wskazywała na to, że opinie biegłych, którzy uznali zniszczenia zawierają rozbieżności, a dokumentacja fotograficzna nie pozwala na ocenę rozmiaru szkód na poszczególnych działkach. W ocenie obrony, najbardziej miarodajna jest opinia biegłego, który uznał, że do znacznych zniszczeń nie doszło.

-Opinia jednego z biegłych wskazuje, że rozmiary zniszczeń spowodowane wycinką nie mogą być uznane za znaczne. W wyniku prac rębnych wystąpiło przejściowe uszkodzenie runa leśnego i warstwy glebowej, a roślinność na występujących siedliskach wykazuje wysoką zdolność regeneracji i w okresie dwóch lat od prac rębnych uszkodzenie są prawie nieznaczne i mało widoczne. W związku z powyższym nie mamy do czynienia z charakterem nieodwracalnym

- mówił Janusz Kaczmarek, mecenas Marii van E.
Sąd w tej kwestii nie podzielił argumentów obrony. Wskazał, że o znacznej skali zniszczeń mówili też pracownicy RDOŚ, a opinia biegłego, który nie dostrzegł znacznych zniszczeń na tych terenach budzi wątpliwości.

- Trudno mówić, że bor bażynowy nie został zniszczony i będzie się odradzał. Może on się odradzać, ale będzie się to wiązało ze znacznym upływem czasu, ponieważ drzewa na tym terenie rosły od kilkudziesięciu lat

- mówi Katarzyna Wesołowska.

- Poza tym biorąc pod uwagę dokumentację fotograficzną dołączoną do materiału, biegły stwierdził, że były to drzewa zniszczone i uschnięte, a jak wynika z fotografii były to drzewa zdrowe, które zostały wycięte wbrew ustaleniom planu zagospodarowania przestrzennego, co doprowadziło do degradacji środowiska naturalnego.

Sąd wskazał, że przepisy nie precyzują dokładnie na czym należy oceniać powstanie szkody znacznych rozmiarów. Według orzecznictwa powinny mieć one charakter terytorialny, na obszarze co najmniej 1 ha. Takiego obszaru nie zajmuje działka Marii van E., jednak w tej kwestii sąd uznał, że doszło do konkretnego zniszczenia na całym wskazanym obszarze i nie można go ograniczać tylko do 1 ha.

Jedni budują, inni nie mogą.

Obrona zwróciła uwagę, że sąsiadujących działkach trwają inwestycje, mimo, że biegli określili cały teren ul. Nadmorskiej jako spójny ekosystem. Sąd uznał, że nie jest to przedmiotem sprawy, jednak wskazał też, że kwestii prowadzonych tam inwestycji należałoby się bliżej przyjrzeć. -

Nie ulega wątpliwości, że na sąsiadującej działce jest budowany duży obiekt, jednocześnie chcę podkreślić, że sąd musiał się skupić na tej konkretnej sprawie i zniszczeniu, natomiast zdaniem sądu jest to kwestia poboczna, która powinna być wyjaśniona

- uważa sędzia Katarzyna Wesołowska.

- Jeżeli doszło do takiego zniszczenia na działkach oskarżonych, to należałoby domniemywać, że do takiego zniszczenia doszło na działce sąsiadującej, na której budowany jest duży obiekt hotelowy.

Odwołają się od wyroku

Są Rejonowy w Lęborku skazał na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok Marię van E. oraz Jerzego R. Dodatkowo Jerzy R. musi zapłacić 15 tys. zł grzywny i 8 tys. zł nawiązki na Fundusz Ochrony Środowiska a Maria van E. 6 tys. zł grzywny, 5 tys. zł nawiązki na FOŚ. Obie strony będą musiały ponieść koszty procesu. Wyrok nie jest prawomocny.
Przy wymierzaniu kary sąd podkreślił, że oskarżeni mają nieposzlakowaną opinię i są przedsiębiorcami. Wyższą karę otrzymał Jerzy R., ponieważ, zdaniem sądu, dopuścił się przestępstwa o większej szkodliwości. Wynajął i "użyczył' pracowników Marii van E. i w jego przypadku doszło do zniszczenia na większym obszarze niż oskarżonej. Obrona zapowiada odwołanie się od wyroku.

- Moja mocodawczyni wycięła drzewa na swojej działce i była przeświadczona, że działa zgodnie z prawem, z tzw. ustawą "lex Szyszko"

- mówi Janusz Kaczmarek, obrońca Marii van E.

-W naszej ocenie nie doszło do zniszczenia roślinności w znacznych rozmiarach, co jeden z biegłych powiedział. Jak na ironię, obok działki pani oskarżonej, jest kompleks hotelowy, gdzie roślinność na działce mojej mocodawczyni się odtwarza i rośnie, a tam leje się setki ton betonu.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto