Ja pana zamknę na kilka lat- usłyszał z ust prokuratora Artur Lemke, dyżurny ruchu na stacji w Lęborku. Były lata siedemdziesiąte. Groźba była realna. Panu Arturowi groziły poważne konsekwencje, bo podczas jego dyżuru na tym samym torze znalazły się jadące naprzeciwko siebie pociągi. Dyżurny podejrzewany był o błąd. - To była kalka sytuacji takiej jak pod Szczekocinami- opowiada. -W moim przypadku okazało się, że zawiodły urządzenia. W Szczekocinach mogło być podobnie.
Był czerwcowy dzień 1972 roku, kiedy o mały włos w Lęborku nie doszło do czołowego zderzenia pociągów.
Czytaj również: Tragedia w Mostach. Dwie osoby nie żyją
Czytaj również: Złomiarze rozbierali szyny
- Na szczęście maszyniści mieli bardzo dobrą widoczność. Pociągi wjeżdżały na stacje. Jechały wolno i miały długą drogę hamowania - tłumaczy Lemke -Gdyby pociągi były na szlaku, zapewne by na siebie wjechały.
Więcej w dzisiejszym Echu
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?