W sobotę o godz. 11 Anioły Garczegorze zagrają w Gdańsku z Gedanią, z którą na jej boisku jeszcze nigdy nie zdobyły punktu.
- Przed nami kolejne wyzwanie. Wyjeżdżamy do Gdańska, na mecz z Gedanią. Tam Anioły, mimo wielu prób jeszcze nigdy nie zdobyły ani jednego punktu. Zawsze przegrywaliśmy zdecydowanie. Spróbujemy zdobyć kolejną twierdzę. Niech nasz piękny sen trwa
- życzy sobie trener Tadeusz Wanat junior.
Ostatnio Anioły mają za sobą wygrane z dwoma renomowanymi drużynami. Najpierw zwycięstwo 3-0 z Pogonią - pierwsze w historii w Lęborku a następnie 1-0 z Gryfem Słupsk w Bożympolu Wielkim.
- Przed meczem z Gryfem przeczytałem na jednym z portali, że jesteśmy faworytem. Najpierw mnie to rozbawiło, ale po chwili uświadomiłem sobie, że to logiczne
- mówi trener Wanat junior.
- Byliśmy wyżej w tabeli, graliśmy u siebie. Trudno wcielić się w rolę faworyta z tak mocnym rywalem. Trudno porównywać bazę treningową czy możliwości sportowo - organizacyjne.
Po tych zwycięstwach trenerowi Wanatowi z trudem przychodzi chłodno oceniać to, co się dzieje.
- Nie zachłysnąć się i twardo stąpać po ziemi. Zachować dystans do dotychczasowych wyników. To teraz jest dla nas najważniejsze. Jak powtarza nasz doświadczony trener bramkarzy Piotr Leyk - nic jeszcze nie zrobiliśmy! To jest liga. Mamy 22 punkty i musimy szukać kolejnych w następnych meczach. Pierwsze podsumowania można będzie zrobić w połowie listopada.
Co do samego meczu z Gryfem trener Wanat junior mówi:
- Dużym problemem była dla nas przymusowa absencja za 4 żółte kartki Marcina Staszczuka. Nawet jednak tak duża strata nie przeszkodziła nam w odniesieniu zwycięstwa. Sam mecz był bardzo trudny, ale tego się oczywiście spodziewaliśmy. Rywal nieco mocniejszy piłkarsko. Udało nam się jednak tą przewagę zneutralizować dzięki ogromnej ambicji, waleczności i dyscyplinie taktycznej.
Trener Wanat potrafi przyznać, że najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby remis.
- Ale okazaliśmy się minimalnie skuteczniejsi i dzięki temu zwyciężyliśmy. Bramka padła po bardzo ładnej, zespołowej akcji. Zaczął ją Ryuta Katsura. Piłka jak po sznurku trafiała kolejno do Szymona Pawlika, Filipa Tomasiewicza i Grzegorza Smolarka. "Smoli" zacentrował idealnie na głowę Pawlika. Jego strzał odbił bramkarz, ale do piłki najszybciej dopadł Mateusz Słumiński i zdobył gola na wagę 3 punktów. Sytuacje bramkowe mieli jeszcze Damian Wojda i Pawlik. Za to rywale dwa razy trafili w słupek.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?