Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lęborczanin wszedł do historii najdłuższymi schodami na świecie. Jako jedyny Polak

Marcin Kapela
W długiej karierze sportowej zaliczył zawody triathlonowe na dystansie Ironman, biegał maratony, ukończył 24-godzinny maraton rowerowy, ale żadne z tych zawodów nie dają się porównać z pokonaniem najdłuższych schodów na Ziemi. Dokonał tego 60 - letni lęborczanin Piotr Mondre. Jako jedyny Polak.

Piotr Mondre wywodzi się z biegania, ale z upływem lat zaczął uprawiać kolejne dyscypliny sportowe. Schody to jego ostatnia „miłość”.

10 czerwca 2017 r. w szwajcarskim Niesen została zorganizowana 16 edycja „Niesen - Treppenlauf”. Po liczących sobie 11674 stopni oficjalnie najdłuższych schodach na świecie można wejść tylko raz w roku. I tego zamarzył sobie obchodzący w ubiegłym roku 60 urodziny Piotr Mondre.

Do podjęcia ekstremalnego wysiłku zgłosiło się 318 chętnych, ale ostatecznie na starcie stanęło 227 śmiałków. 17 uczestników nie dotarło do celu. Starszych od niego nie było nawet dziesięciu. Wśród Szwajcarów, Niemców, Francuzów, Australijczyków, Amerykanów, Japończyków i przedstawicieli kilku innych nacji był jedynym Polakiem.
Najdłuższe schody na świecie usytuowane są wzdłuż kolejki linowej na górę Niesen. Ich początek znajduje się na dolnej stacji kolejki na wysokości 693 m n.p.m., a koniec na górnej stacji, na wysokości 2362 m n.p.m. Trasa biegu liczy niby tylko 3,4 km, ale za to przewyższenie wynosi aż 1669 m! Tymczasem całe doświadczenie lęborczanina w tej konkurencji sprowadzało się do dwóch startów - wejścia na wieżę olimpijską w Monachium (1200 stopni) i zawodów w Austrii (4000 stopni). Jak widać, wyżej poprzeczki nie dało się już zawiesić.

Mocno zajęty zawodowo bezpośrednie przygotowania, nie przerywając jednak pracy, rozpoczął trzy tygodnie wcześniej. Na schody w Parku Chrobrego wbiegał z odważnikami, tak samo, kiedy wybierał najtrudniejsze, leśne podbiegi w kierunku Dziechlina.

Piotr Mondre szczyci się tym, że podczas całej kariery sportowej nigdy nie zszedł z trasy. I nie miał zamiaru złamać tej reguły.
- Jeśli już człowiek podchodzi do zawodów, to musi dotrzeć do mety bez względu na to, co by się nie trafiło. Gdyby wszystko było takie lekkie i proste, to tysiące ludzi by startowały. Wybrałem te schody dlatego, bo są rekordowe. Nawet mi jednak nie przeszło przez myśl, że nie dam rady. Jeśli jednak wcześniej myślałem, że Ironman to szczyt moich możliwości albo 24 godzinny maraton rowerowy, to musiałem to zweryfikować.
Na szczycie pojawił się po godzinie, 59 minutach i 35 sekundach. Był skrajnie wyczerpany, ale szczęśliwy. Po raz kolejny przesunął granicę własnych możliwośći.
- Przez dwie godziny takiego wysiłku można wyciągnąć z organizmu wszystkie zasoby, byłem na zero, czułem się pusty. Bałem się o kolano, na które miałem kiedyś zabieg, ale nic nie bolało.

Do Szwajcarii nie planuję już wracać.
- Piękne widoki, fajne trasa, ale takiego wysiłku nie chciałbym już powtórzyć. To są takie ekstrema, że dzięki Bogu nic się nie stało.
Po każdym takim starcie mówi, że to był ostatni raz. Ale w tym roku myśli pojechać w ultramaratonie kolarskim Bałtyk - Bieszczady. To raptem 1008 km...

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto