Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie o pułkowniku pożarnictwa Jerzym Wołoczniku

Edyta Litwiniuk
Fot. archiwum
Zmarł płk poż. Jerzy Wołocznik. Dla strażaków i tych, którzy go znali, prawdziwa legenda. Działacz, społecznik, a przede wszystkim długoletni komendant lęborskiej straży pożarnej

W mieszkaniu Jerzego Wołocznika wszystko kojarzy się ze strażą pożarną. I nie chodzi tylko o setki zdjęć, które oglądam wraz z synami pana Jerzego, ale i o ten obraz nad stołem, na którym strażacy z sikawką gaszą pożar. Obok na ścianie zdjęcie pana Jerzego w galowym mundurze. Pierś wypięta do przodu, na mundurze przypięty komplet medali. Jakby tego było mało - jest jeszcze strażacka, prywatna "izba pamięci" - jak ją nazywają synowie.
- Ojciec tutaj zgromadził wszystkie pamiątki związane ze strażą - mówi Zbigniew Wołocznik, syn.
Na półkach przedmioty puchary, zdjęcia, odznaczenia, a nawet mały plastikowy wóz strażacki.
- Ojciec otrzymał m.in. złoty znak związku OSP - mówi Krzysztof Wołocznik.

Skarżą się na supermarket

Wśród odznaczeń jest i to najważniejsze: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta.
- Ojciec był jedyną osobą z terenu powiatu uhonorowaną wpisem do księgi zasłużonych dla ochrony przeciwpożarowej kraju - mówi z kolei Andrzej Wołocznik.
Jerzy Wołocznik urodził się w 1930 roku w Klecku, województwo nowogródzkie. Do Lęborka wraz z rodziną trafił w ramach repatriacji w 1945.
Skąd u młodego Jerzego zainteresowanie strażą pożarną?
- Ojciec opowiadał, jak pewnego razu przypadkowo był świadkiem pożaru - opowiada jeden z synów. - Pobiegł na pomoc i tak się mu to gaszenie spodobało, że postanowił wstąpić do straży.

Do straży wstąpił w 1949 roku. Wtedy straż się nazywała jeszcze: Okręgowe Pogotowie Straży Pożarnej.
- To była jego pierwsza praca. Wspominał, że pracował za miskę przysłowiowej zupy. Nie płacono wtedy pieniędzy. Takie były początki - mówi Zbigniew Wołocznik. - Pracy mieli wtedy sporo. Było dużo szabrowników. Dużo podpaleń. Dodatkowo nie było wtedy jeszcze sprawnej sieci hydrantowej. Sprzęt mieli bardzo różny, to co udało się znaleźć i ten darowany od UNRAA. Zdarzało się, że pożary gasili konnymi sikawkami.

Co z dalszym etapem 214 i obwodnicą Lęborka

Początkowo młody Jerzy do pracy chodził do dawnego spichlerza solnego, gdzie wtedy mieściła się siedziba straży pożarnej. Potem straż przeniosła się do budynku, w którym znajdowała się spółdzielnia inwalidów. Wreszcie trafiła na tzw. Nowy Świat, gdzie straż ma swoją siedzibę do tej pory.
- W 1951 roku ojciec został powołany do pełnienia służby wojskowej. Odbywał ją do 1953 roku w Poznaniu. Potem wrócił do Lęborka - mówi syn.
W 1954 roku Jerzy Wołocznik został oddelegowany na kurs do wyższej Szkoły Oficerów Pożarnictwa w Warszawie. Wtedy uzyskał pierwszy stopień aspiranta. - Po dwóch latach ojciec wrócił do Lęborka na stanowisku komendanta straży pożarnej w Lęborku - mówi Zbigniew Wołocznik.

Potem Jerzy Wołocznik został oddelegowany do Gdyni. Tam pracował w wydziale kontrolnym tamtejszej jednostki straży pożarnej do 1967 roku.
W tym czasie uzupełnił wykształcenie, zdał maturę (wcześniej miał tzw. małą maturę). W 1975 wrócił do Lęborka na stanowisku komendanta powiatowego. W tym samym roku, po reformie Gierka, został komendantem rejonowym straży pożarnych w Lęborku.
- Żeby uzyskać wyższy stopień oficerski musiał ukończyć tzw. wyższy kurs doskonalenia zawodowego oficerów - opowiada jeden z synów. - Po skończeniu tego kursu awansował z kapitana na majora.

Wybierzemy naszą miss

- 16 czerwca 1996 roku w wieku 61 lat, po 42 latach służby, w stopniu pułkownika ojciec odszedł na emeryturę - mówi pan Zbigniew.
- Ojciec przeszedł wszystkie stopnie kariery w straży: od szeregowca po pułkownika - mówi Krzysztof Wołocznik.
- Ojciec oprócz pracy w straży zajmował się wieloma innymi rzeczami - opowiada Andrzej Wołocznik. - Był działaczem społecznym, działał w takich organizacjach jak OSP, LOK, PCK czy ZHP.
Kiedy miał czas na to wszystko? - podpytuję.
- Miał dobrą żonę - mówi jeden z synów. - Mama się dwoiła i troiła zajmując się domem, wychowując nas, aż ktoś kiedyś zażartował, że te medale, które ojciec dostał, to ona powinna dostać...

Dyżur skarbówki w redakcji

Rok po przejściu na emeryturę Jerzy Wołocznik... napisał książkę o historii straży pożarnej w dawnym powiecie lęborskim. W książce pełno zdjęć, informacji na temat nie tylko historii pożarnictwa w regionie lęborskim, ale i wiadomości ogólnych - o strażackich stopniach czy biogramów bardziej zasłużonych strażaków.
Jerzy Wołocznik pozostawił w straży pożarnej trzech synów, z których jeden nadal służy czynnie.
- Jak ojciec strażak, to na podwórku od małego nie wołali na nas inaczej niż "strażak". Człowiek miał już to we krwi - mówi Zbigniew Wołocznik.
- Ojciec trzymał setki zdjęć - wspomina Andrzej Wołocznik. - Wszystkie posegregowane, opisane. Zresztą sam lubił też się fotografować.
Nad stołem wisi fotografia Jerzego Wołocznika, obowiązkowo w mundurze, z medalami.
Synowie pana Jerzego podają mi album ze zdjęciami z 80 urodzin ich ojca. Wśród fotografii rodziny, znajomych znajduje się jedno dodatkowe zdjęcie. Doklejone.
- Ojciec dokleił swoją fotografię w mundurze, bo stwierdził, że jej mu tam brakowało. Mówił: Ja całe życie byłem w mundurze, bo strażak. I tak już zostało - kończy syn.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto