Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Waldemar Walkusz podsumowuje rundę jesienną

Marcin Kapela
Wywiad z Waldemarem Walkuszem, trenerem Pogoni Lębork, który podsumowuje udana rundę jesienną

- Nie wyobrażam sobie tego, że zawodnik wychodzi i robi mi łaskę, że jest na boisku. Powinien ze szczęścia przeorać boisko wszerz i wzdłuż, a ten który siedzi na ławce palić się do gry. Jak ktoś chce udawać, że gra w piłkę, to ja nie będę udawał, że jestem trenerem. Piłka nożna to nie jest sprawa życia lub śmierci. To coś bardziej poważnego. Są takie momenty, że muszę wiedzieć, że mogę liczyć na zawodnika. To jest proces budowy zespołu. – mówi w długiej rozmowie podsumowującej rundę jesienną 2015 drużyny seniorów Pogoni trener Waldemar Walkusz. Zapraszamy do lektury!

2015 to jaki rok w Pana trenerskiej karierze?
- Jak słyszę słowo kariera to ciarki mi przechodzą. Mówimy raczej o przygodzie z piłką. Po dwóch latach przerwy wróciłem do piłki, a po kilkunastu latach do Pogoni. Cząstkę mojej pracy już widać, ale to jest dopiero wstęp do tego, co powinno się dziać. Kiedy w styczniu przejmowałem zespół to był on po pięciu kolejnych porażkach na zakończenie rundy. Tylko 17 punktów zdobytych jesienią i 12 zawodników na pierwszym treningu. Trzeba było podnieść zawodników z kolan, zmienić im trochę głowy i podejście do treningu.

Przejmował trener drużynę w trudnym okresie, gdzie spadek wcale nie był wykluczony. Nie bał się trener, że może się nie udać?
- Przez moment nie przeszła mi przez głowę myśl, że Pogoń może spaść. Jak za tym poszły dobre wyniki, to zawodnicy uwierzyli, że można. Ja nigdy nie poddawałem w wątpliwość, że zespół się utrzyma. Runda wiosenna była po to, żeby spokojnie utrzymać się w lidze, a w tym sezonie spróbować powalczyć o coś więcej. Na razie udało mi się uporządkować zespół. Uporządkować to, co wymagało uporządkowania na starcie – obecności i podejścia do treningów, do meczów ligowych, do zadań taktycznych, do tego wszystkiego, co ma się wydarzyć w meczu. Jeszcze w wielu spotkaniach było widać, że brakuje, dojrzałości, dyscypliny taktycznej, ale ten pierwszy szlif udało się zrobić. To wystarczyło na te wyniki, które są. Żadnej wielkiej pracy nie wykonałem, nie jestem cudotwórcą. To po prostu normalność, że jak ludzie umawiają się, że chcą grać w piłkę, to chcą, a nie że ktoś im każe. Poza tym jak chce się, żeby zespół dał coś od siebie, to trzeba dać od siebie dla zespołu. Jeśli zawodnicy widzą, że trener jest zaangażowany na maksa, to potem trener ma prawo oczekiwać tego samego. W tej kwestii udało nam się znaleźć porozumienie i to wymieniłbym na pierwszym miejscu. Zawodnicy gryźli trawę, czego wcześniej brakowało. Kibice zauważyli, że na żadnym meczu nie siedzę i nie przyglądam się. Nawet z Zawiszą motywacja i mobilizacja do samego końca i stąd wynik 5:0. Nie wyobrażam sobie tego, że zawodnik wychodzi i robi mi łaskę, że jest na boisku. Powinien ze szczęścia przeorać boisko wszerz i wzdłuż, a ten który siedzi na ławce palić się do gry. Piłka nożna to nie jest sprawa życia lub śmierci. To coś bardziej poważnego. Są takie momenty, że muszę wiedzieć, że mogę liczyć na zawodnika. To jest proces budowy zespołu. Był przykład jesienią, że jeden z zawodników wszedł i po 10 minutach został zmieniony. Jak ktoś chce udawać, że gra w piłkę, to ja nie będę udawał, że jestem trenerem.

Czy wszystko w drużynie ułożyło się tak jak Pan zaplanował?
- Dziesięć miesięcy wspólnej pracy to jednak jeszcze za krótko, żeby wszystko funkcjonowało, tak jak powinno. Decydując się na pracę w Pogoni, umawiałem się z działaczami na trzyletni okres. Cieszy, że to tak szybko idzie do przodu. To jest budujące dla mnie i zawodników.

O co więc gramy w tym sezonie?
- Moja ambicja to zawsze grać o pierwsze miejsce. Jak ktoś chce być minimalistą to beze mnie. Jeśli nie widzę szansy rozwoju to wolę iść na spacer, miło spędzić czas, a niepotrzebnie marnować go na boisku.

Runda wiosenna i jesienna to wręcz zegarmistrzowska precyzja. Wiosną zespół uzbierał 38 punktów, jesienią 39. Jaka jest recepta na tak stabilną, wysoką formę?
- Nieskromnie dodam, że gdybyśmy grali systemem wiosna-jesień, jak na wschodzie czy w Skandynawii, to sumując zdobycze punktowe mamy 77 punktów, a to w porównaniu z ostatnimi latami dawałoby awans do III ligi. Tylko Kaszubia Kościerzyna i Pomorze Potęgowo miały więcej przy awansie. Pół żartem mówię, że ja już zrobiłem awans. Teraz do zdobycia mieliśmy 51 punktów, więc i tak 12 nam uciekło. To tylko pokazuje, że udało się uporządkować zespół. Teraz są dwie drogi – albo pójdziemy do przodu albo będziemy się sypać. To, co można było zrobić w tych warunkach to zostało zrobione ot tak, z marszu. Z zespołu zagrożonego spadkiem Pogoń jest drużyną z czołówki. I to mimo tego, że tak naprawdę pięciu zawodników odeszło w przed tym sezonem. O Byczkowskim można dyskutować, ale na pewno podstawowy zawodnik. Drugiego trzeba brać pod uwagę Pietrzyka, który zagrał tylko dwa pierwsze mecze. O przydatności braci Rekowskich możemy dyskutować, ale fakt jest taki, że też odeszli. Piątym, który odszedł i wrócił był Łukasz Kłos, który po kontuzji wrócił do formy dopiero na ostatnie cztery kolejki. W to miejsce nie zrobiliśmy żadnego transferu. Jeśli po takich osłabieniach w stosunku do rundy wiosennej potrafiliśmy zrobić jeszcze lepszy wynik nawet tylko o punkt to znaczy, że zespół nie tylko ustabilizował się, ale zrobił ogromny krok naprzód.

Prawda, jesienią mieliśmy na papierze słabszy skład niż wiosną, a mimo to graliśmy lepiej. Co jest więc siłą naszego zespołu?
- Naszą siłą jest kolektyw! Widać to nawet po tym, jak zawodnicy cieszą się po każdej bramce. Nie ma u nas wielkich gwiazd. Są ludzie, którzy grali gdzieś na wyższym poziomie, inni nie, ale jako całość tworzą zespół. I nasza siła jest w tym kolektywie. Obecnie gole strzelają i obrońcy przez pomocników do napastników. To też pokazuje, że ten zespół inaczej funkcjonuje, niż w czasach, kiedy Pogoń się utrzymała, bo Ilanz strzelił ponad 30 goli. Teraz ma dwa gole i widać, jaką drogę przebył jako zawodnik. I ta IV liga jest zupełnie inna. Według mnie dużo mocniejsza niż wtedy. Sychowski przez wielu był skreślony, a dziś jest jednym z najlepszych zawodników. Jeżeli przeanalizujemy cały rok to okazuje się, że największe wzmocnienie to jest Haraszczuk, który wcześniej przez rok nie grał, czy grał w Łebuni i Skibicki, który wziął się nie wiadomo skąd. Patrząc na rundę jesienną to są podstawowi zawodnicy. Haraszczuk strzelił trzy gole, a Ilanz dwa. Matematyka nie kłamie. Ilanz może mieć pretensje tylko do siebie. Ma potencjał i możliwości, jest niezły technicznie, jak trzeba potrafi przyspieszyć, dużo widzi na boisku. Kiedy strzelił wtedy tyle bramek uwierzył, że jest wielkim piłkarzem, rzucił się na Wejherowo na III ligę. Okazało się, że go to przerasta, do tego sprawy wojskowe i tak naprawdę pół roku zmarnował. A to, że nigdy nie był do ciężkiej pracy na treningu to pokazuje, gdzie jest Ili w tej chwili. I teraz ma tylko dwa wyjścia. Albo przestawi głowę nad czym ja pracuje praktycznie od jego powrotu i były przebłyski dobrej gry, albo będzie bawił się po A-klasach czy okręgówkach.

Potrafił trener „odkurzyć" parę nazwisk i sprawić, że do drużyny przyszli wychowankowie, którzy długo u nas nie grali: Pietrzyk, Kłos, Haraszczuk czy Skibicki. Czy możemy spodziewać się kolejnych powrotów naszych wychowanków?
- Każdy, kto chce przyjść do Pogoni może grać. Do nikogo nie mam urazu. Warunek to trening i udowodnienie przydatności do zespołu. Przez ten rok średnia frekwencja na treningach była między 18 a 20 zawodników. To już jest grupa ludzi, z którymi można coś zrobić. Dla mnie taka liczba to normalność. Inaczej szkoda mojego czasu. To są podstawy. Najważniejsi są dla mnie zawodnicy i zawsze wychodziłem z takiego założenia.

Czy Pogoń musiała czekać dopiero na Walkusza, który wszystko odmienił? Czuje się Pan Odnowicielem lęborskiej piłki?
- Absolutnie, to żaden sukces. Nasze wyniki to normalna rzecz, która należy się kibicom lęborskim i takiemu klubowi jak Pogoń z 70-letnią tradycją. Czwarta liga to nie jest szczyt marzeń dla tych kibiców Pogoni, którzy pamiętają całkiem fajną piłkę w III lidze czy mecze pucharowe, jak z Aluminium Konin. To, że Pogoń jest w czołówce IV ligi to absolutne minimum. Ten rok pokazał, że można wiele zrobić.

Wyniki mamy, ale od strony organizacyjnej? Wiadomym jest by grać o najwyższe cele potrzebne są środki finansowe. Jest szansa na przełom? Jest Pan nie tylko trenerem, ale też dyrektorem szkoły, samorządowcem, wieloletnim Przewodniczącym Rady Powiatu Lęborskiego. Jak z tej perspektywy ocenia Pan klimat dla piłki w Lęborku?
- Słyszałem komentarze, że burmistrz nie jest zainteresowany piłką w Lęborku. To nieprawda. Burmistrz Namyślak chce III ligi w Lęborku. Mogę to dziś z pełną świadomością powiedzieć i potwierdzić. Jesteśmy właśnie po rozmowach i to nie jednych w tej sprawie. Mało tego. Pani starosta Ossowska-Szara też się bardzo zaangażowała i chciałaby, żeby piłka stała na wysokim poziomie. Radni w mieście i powiecie poza wyjątkami też są przychylni, chcą, żeby dobrze szło. W miarę możliwości chcą pomóc i ja bardzo w to wierzę, że pomogą. Założyliśmy sobie trzyletni okres na zbudowanie piłki. Jest szansa, że można już po pierwszym roku osiągnąć sukces, ale nie ma się co tym zachłystywać. Trzeba chodzić po ziemi. Przykład Powiśla czy Kolbud pokazuje, że można złapać zadyszkę. Ten rok pokazał, że mamy stabilizację, złapaliśmy formę, jedna runda jest porównywalna z drugą mimo wielkich osłabień, bo Byczkowski, Pietrzyk i Kłos mieli pociągnąć ten zespół. Mimo to, bez takich nazwisk zespół tak się zaprezentował. Najpierw jednak trzeba pokazać, że warto, a potem dopiero oczekiwać. Trzeba wierzyć, że wiosną będzie 51 punktów. Wszystko można zrobić w każdym środowisku i chcę iść dalej, żeby Pogoń była jak najwyżej. Na stadionie zaczęło pojawiać się więcej ludzi. Gdyby była III liga to tysiąc kibiców to byłaby taka przyzwoita średnia. Te wyniki i sukcesy ja nazywam uporządkowaniem podstawowych spraw. Teraz albo pójdziemy do przodu i więcej osób będzie się angażować, zgodnie z hierarchią zawodnicy, trener, działacze, sponsorzy, bo jest ten etap, że bez sponsorów dalej się nie zajedzie. Uważam, że III ligę można zbudować bez żadnych wielkich pieniędzy na normalności, pracy. Tak, jak było w Bytowie. Pieniądze wcale nie były większe, a długo nawet mniejsze. W Bytowie były trzy lata pracy i awans do III ligi, trzy lata i awans do II ligi i trzy lata i awans do I ligi. To ja budowałem i przygotowałem zespół, a inni spili śmietankę. Potrzebny jest jakiś okres pracy do budowy zespołu, a później to już są pojedyncze „strzały”. I to samo jest do zrobienia w Lęborku.

Co musimy zrobić by pójść wyżej? O awansie do III ligi na razie mówi się cicho by nie zapeszać. Czy tylko pieniądze stoją na drodze zbudowania silnej piłkarsko Pogoni Lębork?
- Rzeczy do zrobienia jest wiele, także poza klubem. Mamy za sobą dopiero pewien etap. Teraz albo pójdziemy do przodu, czyli budujemy zespół, organizację klubu, a wsparcie miasta czy sponsorów nie ma być doraźne, bo jest szansa na wejście do III ligi, a jak nie będzie awansu to nie będzie klubu. To nie taki jest cel. Musimy uporządkować wszystkie sprawy, wymiernie dofinansować działania. Trzeba uporządkować wszystkie szkółki piłkarskie w mieście. Jak to jest możliwe, że w takim małym mieście jak Lębork, gdzie liczymy każdy grosz działa 5 szkółek piłkarskich, funkcjonujących niezależnie od siebie, w których rodzice płacą, szkoły płacą, dotacje przyznaje urząd a zabawa kończy się po szkole podstawowej lub gimnazjum i nie ma zawodników. To wszystko powinno iść przez Pogoń, bo to jest ten klub. Tak samo wszystkie halówki dofinansowane. Nie można dofinansować halówki, gdzie grają jeszcze ligowi zawodnicy. Jaki to ma sens? Tak funkcjonuje dziś lęborska piłka i rozmawiamy o zmianach. To wszystko należy tak zmienić by miało racjonalne wytłumaczenie.

Wiemy, że nieraz Pan słyszał od ludzi: „zróbcie wynik to pomożemy, podziałamy, dołożymy się”. Wiemy też, że obietnice te bywają często bez pokrycia…

- Ten nasz niby sukces nic nie dał na razie. Teraz oczekiwałbym wsparcia od byłych czy obecnych działaczy, że pójdą następni za tym. Wiele drobnych spraw składa się na całość. I nie chodzi o pieniądze, a o więcej zaangażowanych ludzi. Polak jest takim człowiekiem, że drugiego Polaka ściągnie z najwyższej drabiny. Różnica jest taka, że ja nie patrzę na tych gadających. Już nie czytam, co wypisuje się na forach. Dziś zamknęli na chwilę usta, ale jak przyjdzie wiosną 4-5 porażek to znowu będą. Jak wygrywasz bolą Cię plecy od poklepywania, jak przegrywasz to dupa od kopania.

O 1. miejsce walczymy z Rodłem Kwidzyn do którego tracimy 6 punktów. Przeciwnicy mają o wiele mocniejszy skład i wydawało się o wiele mocniejsze zaplecze finansowe. Czy mamy szanse z nimi rywalizować?
- My kadrowo nie możemy porównywać się z Rodłem. Więcej, nasza kadra jest 6-7 w lidze, a jednak te wyniki mamy dużo lepsze. Nadrabiamy pracą. Wiele może się jeszcze wydarzyć i uważam, że nie możemy pozwolić sobie na miesiąc straty. Stąd na początku listopada miałem już rozpisany cały okres przygotowawczy łącznie ze sparingami. Docierają plotki, że Rodło to kolos na glinianych nogach. Wirtualne pieniądze, kłótnia z miastem, wstrzymane dotacje. Rodło wiosną może zupełnie inaczej wyglądać. Chcemy grać o pierwsze miejsce, wygrać każdy mecz, nie ważne czy będziemy gonić Rodło czy kogoś innego. Wygrywanie jest dla mnie naturalne i oto gramy w każdym meczu, po to przecież wychodzimy na boisko.

Szykują się zimą jakieś ruchy transferowe? Czy reforma III może nam pomóc w pozyskaniu wartościowych zawodników?
- W kontekście reorganizacji III ligi w klubach, w których już widać, że spadną zawodnicy mogą usłyszeć, że mogą grać za darmo jak chcą do czerwca, bo i tak spadamy. Zawodnicy będą szukać nowych klubów, ale dostaną wolną ręką za zrzeknięcie się zaległości finansowych wobec zawodników. Tacy zawodnicy mogą pojawić się u nas. Musimy jednak chodzić po ziemi i patrzeć na swoje realia. Nawet te drobne pieniądze, które są u nas wolę dać naszym zawodnikom. Dziś potrzebujemy zawodników, którzy nie tylko zwiększą rywalizację, ale wskoczą do jedenastki i wezmą ciężar gry na siebie.

Znany jest Pan z wielkiego zaangażowania w to co robi. Bywały w tym roku jakieś momenty zwątpienia?
- Czasami bywały, ale szybko mi przechodziły. Mi się jeszcze ciągle chce chcieć coś zrobić, dlatego patrzę optymistycznie w przyszłość. Od pierwszego meczu na wiosnę będziemy chcieli wszystko wygrywać, choć pewnie nie wszystko się da, co już pokazała jesień.

Analizując rundę jesienną wielu kibiców pewnie wspomina, że gdybyśmy mieli więcej szczęścia to tych punktów byłoby z pewnością więcej.
- Niby suma szczęścia i pecha powinna być bliska równości, ale uważam, że po jesieni pech jest w naszym przypadku lekko na wierzchu. Można liczyć mecze, które wygraliśmy szczęśliwie i nie biorąc pod uwagę przebiegu spotkania, być lepszym i przegrać 0-1, albo gdy bramka jak z Kolbudami padła w doliczonym czasie gry, czy z Gryfem Tczew w końcówce. Z kolei w meczu z Luzinem mamy przynajmniej cztery stuprocentowe sytuacje, a to co miał Damian Formela to musiał trafić. Nie liczę już słupka Łukasza Kłosa. Zasłużyliśmy na wygraną. Z Jaguarem to wynik 5-2 oddawałby sytuacje, a skończyło się remisem. Kolejna strata dwóch punktów. Mecz ze Stolemem, w którym mieliśmy karny w doliczonym czasie. Niewykorzystany, a byłyby dwa punkty więcej. Z Gedanią przez cały mecz prowadzimy grę, w końcówce Morawski uderza głową i piłka trafia w poprzeczkę. Decydowały centymetry. Dostaliśmy kontrę i przegraliśmy. Gdyby Morawski strzelił może wygralibyśmy ten mecz. Straciliśmy zatem 7 punktów. Byłoby 46 i pierwsze miejsce. To pokazuje, że mamy wiosną nad czym pracować i wiosną może być lepiej. Jedna runda i druga pokazała, że drużyna ustabilizowała formę, gra na równym poziomie, nie było tak, że końcówka słabsza, bo zabrakło sił. Przeciwnie.

A mecz z Rodłem? Nieźle nas znokautowali na własnym terenie…
- Z Rodłem do 60 minuty nie było prawie ich na boisku. Później nasze błędy, które wynikają właśnie z tego, że dopiero kilka miesięcy pracujemy razem. Nie mieliśmy prawa stracić bramki na 1-1, a później prowadząc 2-1 nie mamy prawa przegrać. A my go przegraliśmy wyraźnie. Dziecinne błędy w obronie decydują o wyniku. Nie ma prawa zachowywać się tak zespół, który chce grać o coś więcej i od którego ja coś oczekuje. W innych meczach to nie skończyło się tak źle, choć zachowanie zawodników we Władysławowie sprawiło, że ja już prawie chciałem skończyć z tą zabawą.

Poważnie? Obserwując Pana zachowanie na ławce trenerskiej widzimy, że mocno żyje Pan meczami. Tak trzeba?
- Do tej pory zespół nie był nauczony, że od początku do końca ma grać konsekwentnie i dlatego raz wygrywał, raz przegrywał. Bo to była zabawa. A to nie ma być zabawa, tylko drużyna, która coś sobą reprezentuje. I obecnie powodem do satysfakcji jest to, że o Pogoni mówią dobrze i zaczęli ją szanować w regionie. Widać to też po tym, że rywale w Lęborku nie grają otwartej piłki. Awans zależy od wielu czynników. Awans robi się z Zawiszą, Stolemem czy Brdą, a nie Rodłem.

Co Pan sobie, zawodnikom czy kibicom życzy na nadchodzący Nowy Rok?
- O sobie nie mówię, zawodnikom to co miałem powiedzieć już powiedziałem, bo grudzień mają wolny i zbierają siły na styczniowe przygotowania. Dziś chciałbym podziękować kibicom za obecność na stadionie i życzyć Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Liczę, że przyszły rok będzie dla nich szczęśliwy także za sprawą naszej Pogoni. A na wiosną niech wracają na stadion, bo potrzebujemy jak największej liczby naszych kibiców, którzy chcą piłkarskiego sukcesu w Lęborku.

Rozmawiał: Marcin Kapela

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto