Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ś.p. Ryszarda Wittke, wójta gminy Nowa Wieś Lęborska, wspomina Zdzisław Korda, jego przyjaciel i przewodniczący Rady Gminy

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Ryszard Wittke, wójt gminy Nowa Wieś Lęborska odszedł 25 czerwca 2021 roku, po 46 latach pracy na rzecz gminy. Podczas swojej pracy nigdy nie zapomniał, że człowiekiem się jest a urzędnikiem się bywa.

Ryszard Wittke, wójt gminy Nowa Wieś Lęborska zmarł po długiej walce z chorobą 25 czerwca 2021 roku. Z Urzędem Gminy NWL związany był przez ponad 46 lat. Pracował na stanowisku instruktora rolnego, był kierownikiem służby rolnej i referatu rolnictwa, przez dwie kadencje radnym gminy, a także członkiem zarządu i radnym powiatu lęborskiego. Stanowisko wójta gminy NWL piastował nieprzerwanie od 2002 roku, ale żadna z tych wielu urzędowych ról nie była dla niego ważniejsza od ludzi, dla których Ryszard Wittke najpierw był człowiekiem, a dopiero potem urzędnikiem. Odszedł nie tylko wójt, ale ojciec, przyjaciel, kolega, zapalony hodowca rasowych gołębi i znawca ludzkich charakterów. Człowiek kompromisów, obdarzony wielkim autorytetem. Urodził się w Garczegorzu i po 68 latach życia, które poświęcił pracy na rzecz mieszkańców gminy, tam też został pochowany. Z jego odejściem na zawsze zamknął się bardzo ważny rozdział w historii gminy Nowa Wieś Lęborska.

- Znaliśmy się trzydzieści lat. Byliśmy przyjaciółmi na dobre i na złe, bardzo zżyci...

- Zdzisławowi Kordzie, przewodniczącemu rady gminy Nowa Wieś Lęborska łamie się głos, kiedy wspomina o swoim przyjacielu.

- Wielu zasadniczych sprawach byliśmy zgodni, a tam gdzie mieliśmy rożne poglądy, czasem się spieraliśmy, ale zawsze potrafiliśmy dojść do konsensusu. To był człowiek kompromisów. Nie trzymał w sobie urazy. Osobę, która dziś go obraziła, jutro potrafił przyjąć jakby nic się nie stało. Człowiek, którego już nigdy nie będzie...takiego wójta nie znałem, nie znam i chyba już nie poznam. Mamy teraz dobrego wójta, ale chyba "to se ne wrati", jak mówią Czesi.

Zdaniem Zdzisława Kordy to, co cechowało Ryszarda Wittke, to umiejętność dyskusji ponad politycznymi podziałami. Urodził się i wychował na tym terenie gminy, którą przyszło mu potem kierować. Przesiąkł nią, znał każdy kamień, a o problemach mieszkańców najczęściej widział od nich samych, a nie z urzędowych pism. Ludzie mogli do niego zadzwonić o każdej porze. Wszystko razem tworzyło z niego samorządowca z krwi i kości.

- Nie mieszał polityki z samorządem. Walczył i pracował na rzecz społeczności lokalnej. Dla niego barwy polityczne, wyznanie, kolor skóry, pochodzenie, więzy rodzinne, biznesowe, nie miały żadnego znaczenia. Człowiek na wskroś uczciwy, od urodzenia związany z gminą, w której znał dosłownie wszystkich. I ludzie byli dla niego najważniejsi

-podkreśla Korda i wspomina sytuację, kiedy do Urzędu Gminy przyjechali przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego. Na biurku leży ważna umowa, w gabinecie dyrektorzy z Gdańska.

- Trzy wysoko postawione osoby z Urzędu Marszałkowskiego, rozmawiamy

...-wspomina.

- Na to wchodzi pani sekretarka i mówi do wójta: przyszedł do pana pan Józef. Na to wójt przeprasza, tłumaczy, że mieszkaniec gminy ma problem i musi mu pomóc, po czym wychodzi, do drugiego pomieszczenia, żeby porozmawiać z panem Józefem, który, tak na marginesie, rzadko kiedy bywał trzeźwy. Po wyjeździe gości z Gdańska tłumaczył mi, że Józef ma bardzo poważny problem: "musiałem mu pomóc. Przecież nie mogłem człowieka zostawić...-powiedział wójt. I to nie był żaden populizm, czy "łapanie" głosów. Rysiek po prostu taki był. On kochał ludzi

-uważa Zdzisław Korda.
Poza ludźmi Ryszard Wittke kochał też gołębie. Był zapalonym hodowcą, właścicielem dużego gołębnika i stada rasowych ptaków. Nieraz po całym dniu pracy martwił się, że gołębie są nienakarmione, chociaż on sam jeszcze nic nie jadł.

- Mówiłem do niego "gołębiarz", a on mnie poprawiał: nie gołębiarz, tylko hodowca gołębi-akcentował

i- wspomina Zdzisław Korda.

- To było jego hobby, jego pasja, której pozostawał wierny do końca. Dużo przy tym pracował fizycznie Hodował różne rasy, w tym pocztowe, które brały udział w lotach i wystawach gołębi.

Był mocno zaangażowany w budowę Lęborskiego Hospicjum Stacjonarnego w Pogorzelicach. Działał też w Ochotniczej Straży Pożarnej w Garczegorzu, był członkiem zarządu. - Wśród strażaków cieszył się wielkim poważaniem- mówi Zdzisław Korda.

Od autora

Dla dziennikarzy Ryszard Wittke był zawsze dostępnym i otwartym człowiekiem, ale pod warunkiem, że nie nadużywało się jego zaufania. Nie lubił nieszczerości, podchodów, manipulacji. Zawsze znajdował czas, odbierał telefony, nawet w dni wolne od pracy. Rozmowa z wójtem zawsze była bardzo ciekawa, chociaż nie należała do najłatwiejszych w redagowaniu i to nie dlatego, że wójt czegoś powiedzieć nie chciał, ale najczęściej dlatego, że chciał na raz przekazać za dużo. W efekcie w dwóch zdaniach potrafił poruszyć wiele różnych wątków i bywało, że rozpuszczał się w nich główny temat rozmowy. Po latach współpracy nauczyłem się doceniać ten styl i z wypowiedzi wójta wyłuskiwać wszystko co ważne. Dzięki temu zamiast tylko jednego tematu, mogłem zrealizować kilka nowych, które przy okazji mi podpowiedział. Dziś też inaczej widzę tę "wielowątkowość" ś.p. Ryszarda Wittke. Kiedy dla mnie ważny był tylko temat artykułu, dla wójta istotne były wszystkie gminne sprawy. Nie sposób było je przekazać w jednej rozmowie, a mimo to wójt starał się to zrobić. Żeby nic ważnego mi nie umknęło.
Kiedy chciałem zrealizować materiał dotyczący konkretnych inwestycji, potrafił osobiście pojechać ze mną w to miejsce i tłumaczyć co, dlaczego i jak. Twardo stał na ziemi, ale też miał głowę pełna marzeń. Wspominał, że chciałby wybudować wyciąg krzesełkowy łączący oba brzegi jeziora Lubowidz, żeby wypoczywający ludzie mogli przemieszczać się pomiędzy plażami.
W jego wyborczych sukcesach nie było też żadnej tajemnicy, ani "patentu" na wygrywanie. Był sobą, czyli tym, kim bardzo często urzędnicy lub politycy być nie potrafią. Przykład: Rowerowa majówka pod Urzędem Gminy NWL. Oficjalne otwarcie, pokazy rowerowe, tłum ludzi, a do wójta, jak gdyby nigdy nic, podchodzi zawiany mężczyzna z rumianą twarzą. Przywitał się, zamienił z nim parę zdań i poszedł. - To świetny fachowiec, ale zaczął pić kiedy zmarła mu żona - wyjaśnił mi Ryszard Wittke. - Musi się pozbierać, bo bardzo szkoda chłopa...Stracił pracę i chcę mu jakoś pomóc.
W tej sytuacji poruszyło mnie nie tyle to, że mężczyzna podszedł do wójta śmiało, w tłumie ludzi i podczas pełnienia przez niego urzędowych obowiązków. Zaskoczył mnie raczej fakt, że wójt przywitał się z nim tak ciepło, odszedł z nim na bok i w tej jednej, krótkiej chwili cały festyn zszedł dla niego na drugi plan. Ważniejsza stała się rozmowa z zawianym panem.
Zrozumiałem wtedy, że Ryszard Wittke nigdy nie przegra wyborów, bo ludzie wybierają go codziennie. I że ze stanowiska wójta albo odejdzie sam, albo będzie piastował je aż do śmierci.
Wielka szkoda, że stało się to drugie. Pokój jego duszy.

Robert Gębuś

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto