Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sołtys zastrzelił żubra i twierdzi, że pomylił go z dzikiem. Część mieszkańców Warcimina dalej chce by pełnił swoją funkcję

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Dla sołtysa Warcimina, 22-letniego Remigiusza C. żubr nie przypominał dzika do momentu, kiedy nie oddał do niego dwóch śmiertelnych strzałów. Wcześniej opowiadał mediom, że nie da się go pomylić z żadnym innym zwierzęciem. Dla doświadczonych myśliwych taka pomyłka wygląda na kiepski "żart", ale z mocną podstawą. Oskarżony twierdzi, że szkole działał w kabaretowej grupie.

Trudno dokładnie ustalić, kiedy i od jakiego stada odłączył się żubr, który przybył do Dąbrówna w gminie Potęgowo. Wiadomo, że tam skończył wędrówkę trafiony dwiema kulami wystrzelonymi przez 22-letniego Remigiusza C., który tłumaczy, że pomylił go z dzikiem. Prokuratura twierdzi, że strzelił „z przyłożenia”.
W 2019 roku żubr dociera na Pomorze, gdzie szybko staje się miejscową atrakcją. Leśnicy przypuszczają, że przybył z okolic Wałcza.

- Wyszedł z zachodniej części województwa zachodniopomorskiego. W okolicach Wałcza są hodowle zagrodowe, ale też wolne stada żubrów i prawdopodobnie przybył z tamtego terenu

- uważa Mieczysław Miloch, nadleśniczy Nadleśnictwa Łupawa. Jego samotną wędrówkę obserwują mieszkańcy, dzieci mają radochę. Potężny samiec widziany jest w powiecie sławieńskim, potem słupskim, w gminie Damnica, w okolicach Jezierzyc, Mianowic, Potęgowa, Wicka. Nie boi się ludzi, nie płoszy go praca kombajnów, krąży przy ruchliwej drodze krajowej nr 6, nie ma też problemów z jej przekraczaniem. Majestatyczne zwierzę pasie się na polach i z upodobaniem wyjada ziemniaki. To kulinarne zamiłowanie powoduje, że przylega do niego ksywka „Pyrek”.

- Sprawiał wrażenie oswojonego. Obecność ludzi czy pracujących maszyn mu nie przeszkadzała. To wskazywałoby, że pochodził z hodowli zagrodowej

- mówi nadleśniczy.
17 listopada 2019 roku Pyrek dociera do Dąbrówna w gminie Potęgowo. Tego samego dnia Remigiusz C., 20-letni wówczas sołtys Warcimina, bierze zakupioną na olx dubeltówkę, ładuje do niej amunicję typu breneka, którą, jak później zezna, kupił mu ojciec jego kolegi i nocą wybiera się do lasu na swoje pierwsze łowy. Napotyka na Pyrka i oddaje do niego dwa śmiertelne strzały. Po zatrzymaniu tłumaczy, że strzelał o 4 rano z kilkudziesięciu metrów i śpiące zwierzę pomylił z dzikiem. Według ustaleń prokuratury mierzył z bliska, a potem z pomocą kolegi odciął łeb martwemu zwierzęciu, który następnie próbuje sprzedać jako trofeum.

W toku śledztwa prokuratura wpada na ślad kłusowników i oskarża łącznie 8 osób o nielegalny odstrzał zwierząt, handel bronią myśliwską i tuszą zwierzęcą. W zeznaniach pojawia się restaurator i weterynarz, stosujący dwie stawki na badane mięso: jedną z legalnego, a drugą z nielegalnego odstrzału.
We wrześniu tego roku przed sądem zasiada Remigiusz C. i Przemysław P., to pierwsza rozprawa w procesie w sprawie zabicia żubra. Obaj przyznali się do popełnionych czynów. Z sześciorga pozostałych oskarżonych o handel tuszą zwierzęcą i bronią myśliwską trzech sąd wyłączył do odrębnego postępowania. Dwóch chce dobrowolnie poddać się karze, jednemu na udział w rozprawie nie pozwala stan zdrowia.
Elegancki garnitur w kratę, modna fryzura i funkcja sołtysa nie pasują do wizerunku „żubrobójcy”. Trudno sobie wyobrazić, jak Remigiusz C., główny oskarżony w tej sprawie, zakrwawionymi rękami odcina głowę żubra, którą potem wraz z kolegą spróbują sprzedać jako trofeum.
Zanim rozpocznie się rozprawa, mecenas wnosi o wyłączenie jej jawności. Tłumaczy, że to ze względu na ważny interes prywatny oskarżonego Remigiusza C. i pełnioną przez niego funkcję społeczną. Sąd się na to nie zgadza, a kiedy w naszym artykule pojawia się słowo „były sołtys”, dostajemy żądanie sprostowania. „ Artykuł, który państwo napisaliście nie do końca jest prawdziwy. Nadal jestem sołtysem w swoim sołectwie” - napisał Remigiusz C. Remigiusz C. jest spokojny, Przemysław P. przeciwnie. Drżą mu ręce, wygląda na zdenerwowanego. Został oskarżony o to, że utrudnił postępowanie karne dotyczące zabicia żubra. Pomógł sprawcy przestępstwa w odcięciu głowy zwierzęcia, załadowaniu jej do samochodu i znalezieniu osoby, która zakupiłaby trofeum. W sprawę zamieszany jest też Roman P., myśliwy, ojciec Przemysława P. To on miał, według śledczych, sprzedać amunicję Remigiuszowi C., a potem odciął ogon zastrzelonego żubra, spakował go do reklamówki i wziął go „na pamiątkę”.
Obaj odmawiają składania zeznań przed sądem. Ich wyjaśnienia, złożone podczas postępowania przygotowawczego, odczytuje sędzia Iwona Wańczycka. Remigiuszowi C. za zabicie zwierzęcia pod ochroną grozi do 2 lat więzienia, a za handel bronią 10 lat. Wraz z Przemysławem P. odpowiedzą również za składanie fałszywych zeznań. Kiedy wokół całej sprawy zrobiło się „gorąco”, poinformowali media, że znaleźli zwierzę z odciętą głową. Ten blef początkowo przeszedł, m.in. dlatego, że Remigiusz C. wyrobił sobie opinię zaciekłego wroga kłusowników. „Każdą wolną chwilę staram się spędzać na łonie natury, ponieważ jestem miłośnikiem myślistwa i w myślistwie udzielam się w różnych akcjach przeciwko kłusownikom. Pasją tą interesuję się od dziecka i każde wyjście do lasu sprawia mi wiele przyjemności, tak samo jak praca z dziećmi.” - napisał Remigiusz C. na stronie internetowej jednej ze słupskich szkół.
Jest w tym trochę prawdy. Ale tylko trochę.

Sołtys z pasją do strzelania

Warcimino to niewielka wioska w gminie Potęgowo. Zamieszkuje ją kilkuset mieszkańców. Domy, kilka bloków, plac zabaw i wokół las. Remigiusz C. , który jest tu sołtysem mieszka przed Warciminem, nie w samej wiosce. Do bycia sołtysem, jak mówi, popchnęli go ludzie i to oni chcą, żeby nim pozostał

. - Chciałem na początku, po tym wszystkim, zrezygnować z bycia sołtysem. Ale przyszli do mnie i powiedzieli, że mnie wybrali i póki nie jestem prawomocnie skazany, mam nim być

- mówi Remigiusz C.
Sołtys Warcimina opowiada, że wraz z grupą przyjaciół założyli kabaret „Teatralnie zakręceni”, który działał od gimnazjum przez 6 lat, ale ważniejsza pasją było myślistwo.

-Myślę, że dużą rolę odegrało moje trudne dzieciństwo. Rodzice byli alkoholikami, prawie ich nie miałem. Brałem lornetkę i uciekałem do lasu, żeby odreagować

- tłumaczy swoje wybory.

-Zawsze chciałem być myśliwym, chociaż wiem, że przez to, co zrobiłem, ta droga jest zamknięta. Żałuję, że doszło do tej pomyłki i że spotkałem na swojej drodze takich ludzi.

Tajemnicą poliszynela jest to, że w pobliskich lasach obok myśliwych działają kłusownicy, którzy sprzedają mięso w okolicy. Kiedy mieszkańcy Warcimina dowiedzieli się, kto zastrzelił żubra, przez jakiś czas plotkowano, a potem temat umarł śmiercią naturalną. Do nich, bardziej niż ucięta głowa Pyrka, przemawia wywalczony przez sołtysa plac zabaw.

.-Jest dobrym sołtysem, ludzie go wybrali - mówi mieszkaniec Warcimina.- Jeździ na zebrania sołeckie, załatwił nam plac zabaw z funduszu sołeckiego. Pewnie gdyby mógł startować, wybralibyśmy go jeszcze raz. Nie oceniam tego, co zrobił, jeśli chodzi o sprawę z żubrem. Oceniam jego pracę dla Warcimina

- mówi mężczyzna i prosi, by nie podawać jego personaliów.

-Robi swoje, więc niech działa. Nie został jeszcze skazany prawomocnym wyrokiem[/i] -zaznacza inny z tutejszych mieszkańców, który też nie chce być wymieniany z nazwiska.

- Szkoda, że już nie będzie mógł startować.
Starsza kobieta też twierdzi, że Remigiusz C. jako organizator „daje radę”, ale nie widzi go jako sołtysa po tym, co zrobił.

- Nie wybrałabym go ponownie.Nie wyglądał na takiego, co zabija zwierzęta, ale nie wiadomo, co człowiekowi w głowie siedzi

- mówi i też zastrzega sobie anonimowość.
Mała Natalia potwierdza, że pan Remigiusz to fajny facet, bo załatwił plac zabaw i festyn na Dzień Dziecka, ale dodaje przy tym, że pani Wiktoria już tak nie uważa.

- Kiedy się dowiedziałam, że ktoś zastrzelił żubra, wiedziałam, że to on. Był do tego zdolny

- mówi Wiktoria, która razem z Remigiuszem C. działała w radzie sołeckiej

- Nie da się z nim współpracować. Nie traktuje równo mieszkańców Warcimina

.

Nagonka mu nie wystarczała

Remigiusz C. zaczął od udziału w nagonkach, gdzie poznał Przemysława P. Szukał jednak mocniejszych wrażeń. Chciał znaleźć się po drugiej stronie polowania, nie tam, gdzie naganiacze, ale gdzie stoją myśliwi.
Kiedy nadarzyła się okazja, kupił na olx dubeltówkę. Amunicję, jak twierdzi, załatwił mu ojciec Przemysława P., Roman P. Był myśliwym, miał dostęp do broni. 17 listopada Remigiusz C. załadował tzw. brenekę do swojej dubeltówki i wybrał się do lasu. - Wiedziałem, że nie powinienem z tej amunicji strzelać - przyzna podczas zeznań Remigiusz C.

-Breneka posiada koszyk i ołowiany nabój. Po kilku metrach nabój się od tego koszyka oddziela

- tłumaczy Piotr Gontarek, myśliwy z wieloletnim stażem.

- Może uderzyć rykoszetem, ranić inne osoby. Z breneki strzela się maksymalnie z kilkudziesięciu metrów. Z takiej odległości żeby pomylić żubra z dzikiem, to trzeba być ślepym.

Remigiusz C. twierdzi, że około 4 rano w listopadzie w lesie było ciemno. Zauważył w zaroślach coś, co omyłkowo wziął za dzika i strzelił z z ok. 40 metrów. Chociaż żubr ma ok. 180 cm w kłębie i waży średnio 700 kg, a dzik mierzy ok. 1,3 metra i waży do 200 kg, to Remigiusz C. tłumaczy, że leżące w ciemnościach zwierzę rozmiarem w kłębie od dzika niewiele się różniło.

- Oddałem dwa strzały do celu, który widziałem, z odległości 40 do 50 metrów. Nie wiedziałem, że to jest żubr, bo leżał

- mówi Remigiusz C.

- Zorientowałem się dopiero, kiedy wstał, przeszedł kilka metrów i padł. Wtedy spanikowałem i zostawiłem broń w lesie.

Kiedy rozmawiamy, przywołuje przypadek leśniczego, który zastrzelił żubra w woj. zachodniopomorskim. -On też pomylił żubra z dzikiem - mówi Remigiusz C.
- Mówi, że pomylił- poprawiam. -Sąd mu nie uwierzył.
Zdaniem śledczych strzały oddane przez Remigiusza C. były bardzo precyzyjne, oddane z przyłożenia w mostek i okolice serca. Remigiusz C. twierdzi, że to błędne ustalenia, a ciało żubra badał leśniczy, a nie biegły weterynarz

. - Nie powinno tak być. Nie wątpię w jego kompetencje, ale jednak to leśniczy

- mówi.
Tymczasem Mieczysław Miloch, nadleśniczy z Nadleśnictwa Łupawa, który dokonywał oględzin zabitego zwierzęcia jest przekonany, że o pomyłce nie ma mowy. Jego zdaniem Pyrka zabito z bliska. Ocenia to właśnie po nabojach breneka, które znaleziono w jego ciele.

- Oddano do niego dwa strzały i nie z 40 metrów, tylko z bliskiej odległości

-twierdzi.

- W sercu żubra utkwiła jedna breneka z tzw. koszykiem, w którym umiejscowiona była kula. Koszyk jest plastikowy, nie ma parametrów nośności i po wystrzeleniu naboju, po 5,7 metrach najpóźniej odłącza się od kuli, a ta leci dalej. Jedna z kul, w sercu żubra, była z koszykiem. To świadczy o tym, że nie zdążyła się odłączyć i strzał musiał być oddany właśnie z odległości kilku metrów. Żubr się po prostu nie bał człowieka i pozwolił, żeby ten do niego podszedł.

To, jak twierdzi, praktycznie wyklucza pomyłkę żubra z dzikiem nawet, jeśli zwierzę leżało na brzuchu i spało. Do tego nadleśniczy dodaje, że żubr ma grubą skórę, którą trudno byłoby przebić w przypadku strzału z kilkudziesięciu metrów.

Cena za głowę Pyrka

Po zastrzeleniu żubra Remigiusz C. zadzwonił do Przemysława P. i Romana P. Przyjechali, zaparkowali jakiś kilometr od miejsca, gdzie leżało zwierzę.

- Remik powiedział, że „w ogniu padł”. Tak się mówi, kiedy zwierzę pada od pierwszego strzału

- zeznawał Przemysław P.

Sołtys Warcimina twierdzi, że to Przemysław P. wpadł na pomysł, żeby odciąć zwierzęciu głowę i zarobić na trofeum. Była mowa nawet o 4,5 tys. zł, za które planowali je sprzedać. Remigiusz C. twierdzi, że odcinali głowę wspólnie, on szwedzką „morą” z 10-centymetrowym ostrzem, a jego kolega rozkładanym nożem, który dostał od ojca. Potem schowali głowę w lesie.
Jego zeznania rozjeżdżają się jednak z wyjaśnieniami Przemysława P., który twierdzi, że jak przyjechał na miejsce, Remigiusz C. sam, bagnetem, odcinał łeb żubra

. -Szło mu ciężko. Nóż był tępy, on go ostrzył o kamień. On też sam obciął ogon, który wziął mój ojciec. Nie wiem, co się z nim stało, chyba go zakopał

- zeznał.
Tłumaczy, że pomógł Remigiuszowi C. przenieść łeb najpierw do lasu, a potem przepakować do bagażnika. - Ważył kilkadziesiąt kilogramów- zeznał Przemysław P.
Według zeznań Remigiusza C. to Przemysław zaproponował, żeby sprzedać głowę podleśniczej, która kolekcjonowała poroża. Powiedzieli jej, że znaleźli żubra z odciętym łbem, ale kobieta powiadomiła policję. To wtedy obaj mężczyźni zmyślili historię o tym, jak natknęli się na truchło zastrzelonego zwierzęcia. Trafiła do mediów i jakiś czas tam krążyła, rzucając podejrzenie na myśliwych.-Dookoła było dużo krwi. Myślę, że mogliśmy kogoś spłoszyć.(...)Dla nas mieszkańców, dla całego Pomorza i Polski to olbrzymi szok. Można by powiedzieć, że odwiedził każdą miejscowość. Mieszkańcy Warcimina twierdzą, że żubra zabił ktoś, kto miał „chrapkę” na trofeum - opowiadał zmyśloną historię Remigiusz C. na łamach „Głosu Pomorza”. - Albo zrobił to myśliwy, albo kłusownik, który miał dostęp do broni. Podejrzewam, że mógł to być ktoś miejscowy, ale nie można rzucać bezpodstawnych oskarżeń. Z pewnością nie była to pomyłka. Tego zwierzęcia nie da się pomylić z innym.
ziś „pomyłka” to linia obrony Remigiusza C.

Czatował na żubra?

Przemysław P. twierdzi, że Remigiusz C. był dumny z zastrzelenia żubra.

- Występował w telewizji i mówił, że tego żubra znalazł, a jak do mnie dzwonił, to się chwalił, że go zastrzelił

- zeznawał Przemysław P.

-Chciał wziąć tylko łeb, resztę zostawić. Śmiał się z całej sytuacji i nie żałował tego, co zrobił. Najpierw mówił, że się pomylił, a potem że na niego czatował. Powiedział mi później, że chodził za tym żubrem kilka dni.

Remigiusz C. twierdzi, że to bzdura. - Pomyliłem się i bardzo żałowałem, że zabiłem tego żubra. Nie chwaliłem się tym i za tym zwierzęciem nie chodziłem- zaznacza.
Sprawa się wydała, bo kiedy zrobiło się głośno, ktoś doniósł na Remigiusza C. na policję. Funkcjonariusze pomiędzy siedzeniami auta znaleźli broń z której zastrzelono zwierzę , okazało się też, że w samochodzie są ślady wskazujące na sprawcę.
Remigiusz C. się przyznał i po nitce do kłębka policja trafiła do kolejnych osób zamieszanych w kłusownictwo, handel bronią myśliwską i tuszą.

Ciągnęło sołtysa do lasu

Po zastrzeleniu żubra Remigiusz C. jakiś czas nie chodził do lasu, ale potem wpadł w kłusowniczy „ciąg”. Pomagał mu Przemysław P. Nocą grasowali w lasach.
Oślepione halogenowymi światłami auta zwierzęta można było łatwo trafić. -Mówi się, że przyjemność z polowania kończy się z chwilą oddania strzału. Coś w tym jest, bo potem jest tylko robota. Trzeba to wypatroszyć, przerobić... Zacząłem kłusować dla pieniędzy. To było dodatkowe źródło dochodu - przyznaje Remigiusz C.- Pochodzę z ubogiej rodziny, nic mi nikt nie dał.
Wśród oskarżonych o kupowanie skłusowanych zwierząt jest też właściciel jednej z podlęborskich restauracji. Niewykluczone, że dziczyzna trafiała tam do menu, była też przerabiana na wyroby mięsne.
Mięso miał sprawdzać u znajomego weterynarza Przemysław P. Jak twierdzi, za zbadanie nielegalnie odstrzelonego zwierzęcia weterynarz kasował 50 zł, a za legalnego 25 zł.
Według prokuratury Remigiusz C. nielegalnie odstrzelił łanie, sarny, dziki i lisa o łącznej wartości 35 tys. 800 zł na szkodę Skarbu Państwa. Przemysław P. skłusował zwierzynę o wartości ok. 28 tys. zł.
Roman P., ojciec Przemysława P., został oskarżony o to, że udostępnił Remigiuszowi C. amunicję i naboje śrutowe, wiedział też o zabiciu żubra, był na miejscu i widział zwłoki zwierzęcia.
Pozostałe 5 osób odpowie za handel tuszą pochodzącą z kłusownictwa i bronią myśliwską.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto