Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd Najwyższy rozpatrzy kasację wyroku w sprawie podpalacza z Lęborka. Rodzina ofiar i prokurator chcą dożywocia

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Archiwum prywatne/R.Gębuś
11 maja Sąd Najwyższy rozpatrzy kasację wyroku 25 lat więzienia dla Macieja D. W 2018 roku 19-letni wówczas mężczyzna powodowany chęcią zemsty na swojej byłej dziewczynie, Darii, która go zostawiła, podpalił kamienicę przy ul. Pileckiego w Lęborku. W wyniku pożaru zmarła 16-letnia Agata i jej 12-letni brat Janek, rodzeństwo Darii, a ich 4-letni wówczas brat Maciej doznał ciężkich poparzeń. W 2021 roku Sąd Okręgowy w Słupsku skazał go na dożywocie, które później na karę 25 lat więzienia zamienił Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Prokurator i rodzina ofiar chce kasacji tego wyroku i przywrócenia podpalaczowi dożywocia.

W tym roku, w czerwcu, Janek, żywiołowy, pełnemu wigoru, kochający życie chłopak obchodziłby swoją „osiemnastkę”. Jego siostra, Agata w sierpniu skończyłaby 21 lat. Oboje zmarli w wyniku pożaru kamienicy przy ul. Pileckiego w Lęborku, podpalonej ręką Macieja D., byłego chłopaka ich siostry, Darii. Maciej D., który w ten sposób chciał się „odegrać” na swojej byłej dziewczynie, odsiaduje wyrok 25 lat więzienia za te zbrodnię. Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał, że dożywocie, na które skazał go Sąd Okręgowy w Słupsku, to kara zbyt surowa. Prokurator Generalny uważa jednak inaczej i złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Chce przywrócenia Maciejowi D. wyroku dożywocia. 11 maja Sąd Najwyższy rozpatrzy skargę kasacyjna. Jeśli uzna ją za zasadną, sprawa wróci na wokandę i sąd ponownie oceni, czy Maciej D. spędzi w więzieniu resztę życia, czy też z niego kiedyś wyjdzie.

- Boimy się, że wyjdzie po 22 latach, jako zdemoralizowany 42-latek i będzie chciał się na nas mścić. Już wcześniej się odgrażał

- uważa Wioletta Wenig, matka ofiar pożaru.

- Jestem przekonana, że podpalił kamienicę po to, żeby zabić Darię i jak wyjdzie, to będzie chciał ją skrzywdzić. Nie wyobrażam sobie, żeby po tym co zrobił wyszedł z więzienia.

od 16 lat

Sąd Apelacyjny: tylko chciał nastraszyć

Maciej D. został uznany winnym podpalenia w 2018 r. kamienicy przy ul. Pileckiego w Lęborku, śmierć dwojga dzieci i narażenie na utratę życia 25 lokatorów. Ogień pod drewnianymi schodami budynku miał podłożyć z zemsty na swojej byłej dziewczynie Darii, z którą miał dziecko, 3-miesięczną wówczas, Polę. Dziewczyna wcześniej z nim zerwała. W wyniku pożaru w szpitalu zmarli 16-letnia Agata, siostra Darii i jej brat, 13-letni
Janek. 3 -letni Maciuś, brat ofiar, został poparzony.
Mężczyzna najpierw przyznał się do podpalenia kamienicy, a po śmierci rodzeństwa wycofał się ze swoich zeznań i konsekwentnie zaprzeczał, że jest sprawcą. Nie dał temu wiary Sąd Okręgowy w Słupsku który uznał, że Maciej D. działał z zamiarem pozbawienia życia swojej dziewczyny i liczył się z tym, że podpalenie kamienicy może spowodować śmierć innych ludzi i skazał go na dożywocie. W jego postępowaniu Sąd Okręgowy w Słupsku nie dopatrzył się okoliczności łagodzących. Dostrzegł je jednak Sąd Apelacyjny w Gdańsku, który karę złagodził do 25 lat więzienia z możliwością wyjścia po 22 latach. Uznał, że Maciej D. nie działał z zamiarem zabójstwa, a liczył na to, że samo zadymienie budynku spotka się z szybką reakcją strażaków. Zdaniem sądu, chciał tylko przestraszyć partnerkę i liczył, że dzięki temu wróci ona do niego z ich córką.
Według Sądu Apelacyjnego, jednym z argumentów świadczących o tym, że Maciej D. nie chciał doprowadzić do śmierci byłej dziewczyny, był fakt, że rozmawiał telefonicznie z Darią, która potem zeznała, że Maciej D. był zaskoczony tym, że trafiła do szpitala.- Trudno sobie wyobrazić stan faktyczny czy zdarzenie o takim przebiegu, że ktoś chce kogoś zabić, a potem rano dzwoni i jest zaskoczony, że ktoś przebywa w szpitalu- tłumaczył sędzia SA, Andrzej Rydzewski.
Wziął też pod uwagę młody wiek oskarżonego, a także wyrażenie skruchy na pierwszym etapie postępowania.
Z taką decyzją nie zgodził się Prokurator Generalny, który wniósł o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.

Prokurator: chciał zabić

W ocenie prokuratora, Sąd Apelacyjny w Gdańsku niewłaściwie ocenił dowody. Prokurator twierdzi, że rację miał sąd I instancji, a sprawca działał z premedytacją. _„Kilka godzin przed zdarzeniem wyraźnie-werbalnie- Maciej D. wyraził swój zamiar podpalenia posesji przy ul. Pileckiego w Lęborku, zaś po podłożeniu ognia zaczekał kilka minut, aby upewnić się, że pożar dostatecznie się rozpalił_”- czytamy w piśmie Prokuratora Generalnego.
Zdaniem prokuratury za tym, że Maciej D. planował zbrodnię, przemawia też fakt, że już wcześniej podpalił śmieci, ale ogień został ugaszony, bo zauważyła go jedna z mieszkanek. D. podłożył ogień ponownie w nocy, tym razem skutecznie. W opinii śledczych skazany ukradł czujkę ruchu z klatki schodowej kamienicy przy ul. Pileckiego, aby jego plan się powiódł. D. wymknął się w nocy z domu przez okno, tak aby domownicy nie zauważyli jego wyjścia, przeszedł w nocy pieszo z Wilkowa do Lęborka, podłożył ogień pod schodami kamienicy i wrócił do domu omijając kamery miejskiego monitoringu.
Prokurator Generalny uważa też, że Sąd Apelacyjny źle ocenił intencje Macieja D., który początkowo zaproponował pomoc rodzinie. W opinii prokuratora, propozycja nie była bezinteresowna, a sprawcy chodziło o to, aby była dziewczyna do niego wróciła. Kiedy się nie zgodziła, Maciej D. wysyłał do niej wulgarne SMS-y. Zwrócił też uwagę, że wywiad środowiskowy, oceniony przez Sąd Apelacyjny jako pozytywny nijak się ma do opinii siostry Macieja D., którą okradł i która nazwała go „złym człowiekiem”. W opinii Prokuratora Generalnego Sąd Apelacyjny zbagatelizował bardzo wysoki stopień winy i szkodliwości społecznej czynu.
Prokurator domaga się przywrócenia Maciejowi D. kary dożywocia. Na to też liczy Wioletta Wenig, matka ofiar pożaru, która 11 maja wybiera się do Warszawy na rozprawę do Sądu Najwyższego. Jest oskarżycielka posiłkową. - Nie podarowałabym sobie gdyby mnie tam nie było -akcentuje.

Maciuś zasypia przy zapalonym świetle

Wioletta Wening twierdzi, że mają powody się bać. Maciej D. wcześniej miał się Darii odgrażać. Później, kiedy trafił do więzienia, groźby ustały, ale lęk nie. Siedmioletni dziś Maciuś w pożarze został ciężko poparzony. Oparzeliny wciąż pozostaną z nim na całe życie, podobnie jak tragiczne wspomnienia. Chłopak do dziś korzysta z pomocy psychologa, ma stany lękowe, zasypia przy zapalonym świetle. Po przeszczepie skóry wciąż przechodzi bolesną laseroterapię.

- Musi brać leki. Często budzi się w nocy, boi się ciemności

- mówi Wioletta Wenig.

-Pamięta pożar, Janka, Agatę... grał z Jankiem w gry komputerowe, Agata z nim wszędzie chodziła. Te wspomnienia zawsze pozostaną.

Maciek pozostanie z traumatycznymi wspomnieniami, ale żyje. Tyle szczęścia nie miało jego rodzeństwo. Agata zmarła w szpitalu tydzień po pożarze. Janek walczył o życie dwa miesiące.
Dziś ich mama odwiedza swoje dzieci na cmentarzu, spoczywają obok siebie. Ich dziecięce twarze spoglądają ze zdjęć umieszczonych na wspólnym grobie. Wioletta Wenig spędza tu wolne chwile. Odwiedza dzieci w święta, stawia świeczki w ich urodziny, które urodziny, które szczególnie wówczas mają bolesny wymiar. Przypominają, że nigdy nie spędzą ich wspólnie.

- Nie potrafię o tym przestać myśleć. Przychodzą dni, że po prostu siadam i płaczę

- mówi Wioletta Wening, mama Janka i Agaty.

- Widzę koleżanki i kolegów Janka i Agaty. Niektóre z nich mają już dzieci. U Janka na osiemnastych urodzinach byliby zapewne koledzy, których widuję, może wyszedłby na imprezę....Najgorsze są święta, ta pustka. Wszystko wraca.

Papierowe zadośćuczynienie

Dla Wioletty Wenig sąd zasądził 200 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, 80 tys. dla Maćka, po 7 tys. zł dla Darii i Poli. Rodzina nie wierzy, że kiedykolwiek otrzyma te pieniądze.

- Siedząc w więzieniu nie ma żadnego majątku. My tych pieniędzy nigdy nie dostaniemy

- uważa Wioletta Wenig.

- Dopytywałam się u radcy prawnego. Musiałabym iść do komornika, żeby sprawdził czy on posiada jakiś majątek, czy pracuje w więzieniu i wtedy próbował coś ściągać. To wiązałoby się z kosztami, które najpierw musiałabym zapłacić komornikowi, a i tak nic z niego nie ściągnie.

Siostra Wioletty Wenig uważa, że w tej sytuacji jest tylko jeden sposób, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

-Najważniejsze dla nas, żeby ten skurczybyk dostał dożywocie. Żebyśmy wszyscy mogli spać spokojnie

- mówi Marta Grzesica.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto