Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłkarz Pogoni trafił na SOR. Nie jest łatwo rozstać się z boiskiem

Marcin Kapela
Piłkarską karierę miał zakończyć tydzień wcześniej, ale było to tak trudne przeżycie, że trafił na SOR. W niedzielę (19.08.2018 r.) przed meczem IV ligi z Orkanem został już oficjalnie pożegnany. Po 22 latach na piłkarskich boiskach karierę zakończył Łukasz Kłos, jeden z najbardziej uzdolnionych wychowanków Pogoni z rocznika 82/83. Wywiad z Łukaszem Kłosem ukaże się w piątkowym (24.08.2018 r.) wydaniu Dziennika Bałtyckiego, w tygodniku "Echo Ziemi Lęborskiej".

Jako 14 - latek trafił na trening Andrzeja Małeckiego w Pogoni i jeszcze przed 18 urodzinami zdążył zadebiutować w III lidze (wiosna 2000) u trenera Jarosława Kotasa. W 2003 r. odszedł do III-ligowego Gryfa Wejherowo, by na wiosnę wrócić jeszcze do Lęborka. Potem reprezentował takie kluby, jak Powiśle Dzierzgoń (IV liga), Bytovia Bytów (IV i II liga), Orkan Rumia (III liga) i Pomorze Potęgowo (III liga). Największe triumfy święcił w II-ligowej Bytovii (2011/2012 i jesień 2012-2013). Do Pogoni wrócił zimą 2015 r., wygrał IV ligę i Puchar Polski w województwie pomorskim oraz zagrał ponownie w III lidze. W macierzystym klubie grał do 12 maja br., kiedy tuż przed przerwą meczu z Cartusią w IV lidze doznał zerwania więzadeł w kolanie. Jest już operacji i czuje się dobrze, ale do ligowej rywalizacji już nie wraca. Z zawodnikiem rozmawialiśmy w przerwie meczu z Orkanem.

Dlaczego taki młody zawodnik jak Ty kończy piłkarską karierę?

- Młody hehe. Młody czuje się duchem, ale niestety 3 miesiące temu organizm odmówił mi posłuszeństwa. Zerwałem więzadła krzyżowe w wieku 36 lat. Czułem się na siłach, bardzo dobrze fizycznie, żeby grać dalej, ale nieszczęśliwy wypadek podczas meczu z Cartusią Kartuzy i ciężko, ale trzeba pogodzić się z prawdą, że trzeba zakończyć tę piękną przygodę, która trwała przez tyle lat.

- Jestem 3 miesiące po operacji i czuje się bardzo dobrze. Biegam, skacze, jeżdżę na rowerze, pływam. Miałem bardzo dobrego lekarza, który mnie poprowadził, super zrobił operację. Zawdzięczam to byłemu trenerowi Pogoni Lębork Grzegorzowi Lewandowskiemu, który w stu procentach pomógł mi, żeby to wszystko przebiegło jak najszybciej i dla byłego trenera wielkie słowa uznania. Bardzo, bardzo z całego serca mu za to dziękuję, bo szybko wróciłem do zdrowia.

Po takich urazach piłkarze wracają do gry. Dlaczego nie Ty?

- Wracają, jeśli uprawiają zawodowo piłkę. Ja grałem amatorsko, ale też zawodowo w II i III lidze, w Wejherowie, Rumi. Najpiękniejsze czasy w swojej piłkarskiej przygodzie przeżyłem w II-ligowej Bytovii Bytów pod sterami trenera Waldemara Walkusza. To były niezapomniane chwile. Czas mija nieubłaganie i trzeba pogodzić się z rzeczywistością. Mam 36 lat, rodzinę, żonę i dwójkę dzieci, pracę. Nie ma nic piękniejszego. Będę wracał każdego tygodnia na stadion, kibicował.

Piłkarsko grałeś poza Lęborkiem w wyższej lidze, ale to Pogoń jest dla Ciebie szczególnym klubem?

- Nie da się ukryć, że jako chłopiec z wioski pierwsze kroki stawiałem w Pogoni. Przyszedłem tutaj za sprawą mojego kuzyna Adama Kossińskiego, który namówił mnie na pierwszy trening. On już wtedy był pod wodzą trenera Andrzeja Małeckiego. Powiedział mu, że ma takiego chłopaka z wioski i czy mógłby sprawdzić się tu. Trener odpowiedział, że tak, daj go tu i sprawdzimy. Po pierwszym tygodniu treningów, nie zapomnę tego do końca życia, pojechaliśmy na pierwszy sparing do Orła Choczewo. Tam wygraliśmy 8-0, a ja strzeliłem nieskromnie mówiąc 6 goli. Trener Małecki złapał się za głowę, że złapał niesamowitą perełkę. Potem był makroregion, w którym graliśmy z reprezentacją kadry trenera Michała Globisza. Takie nazwiska, jak Łukasz Nawotczyński czy Sebastian Mila i inni, którzy potem grali w kadrze, a my z Mariuszem Władyką byliśmy wiodącymi postaciami w juniorskiej drużynie i graliśmy jak równy z równym. Pamiętam, że w Lęborku na tej już odnowionej murawie przegraliśmy 2-4, a ja i Mariusz strzeliliśmy gole. Piękne chwile. Z Bałtykiem Gdynia nie pamiętam wyniku. W wieku 16 lat zadebiutowałem jako najmłodszy wychowanek Pogoni w III lidze, wtedy trzeci poziom rozgrywek w Polsce. To była wczesna wiosna, a trenerem Pogoni był Jarosław Kotas. Na murawie utrzymywał się jeszcze śnieg. Tego nie zapomina się. Były pełne trybuny. Z jednej strony kibice Pogoni, a z drugiej Bałtyku. Coś pięknego.

Co uznajesz za swój największy sukces?

- Na pewno zdobycie Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim, bo to droga, żeby dalej się pokazać. Po raz pierwszy zdobyłem ten puchar w Gryfem Wejherowo. Wtedy trener Waldemar Walkusz dzwonił do mnie, aż telefony się paliły. Gryf był w III lidze, a trenerem był Grzegorz Niciński, no i stety, albo niestety, trener Niciński nie zatrzymał mnie w Wejherowie. Trener Walkusz i Drutex - Bytovia zaoferowali bardzo dobre warunki, jak na tamte czasy. Zrezygnowałem z gry w III lidze na rzecz gry w II lidze pod wodzą trenera Walkusza. Wtedy przeżyłem niezapomniane chwile, grając w II lidze. To było coś pięknego. Obracaliśmy się w górnych sferach piłki nożnej w Polsce. Drutex dawał ogromne pieniądze na piłkę. Przebywaliśmy w najlepszych ośrodkach, najlepsze szkolenia, obozy zagraniczne i w Gniewinie, gdzie inni mogli o tym pomarzyć. Za tym szły świetne wyniki. Nieszczęśliwie na finiszu rozgrywek II ligi zajęliśmy 3 miejsce. Kto wie, jak by się to potoczyło, gdybyśmy awansowali do I ligi. Tego się nie zapomina, to jest coś pięknego.

Czy pogodziłeś się z tym, że już nie zagrasz w lidze?

- Nie będę ukrywał, że to jest dla mnie bardzo ciężkie. Dziś już to powiem. Zakończenie mojej przygody miało się odbyć tydzień wcześniej, ale w bardzo ciężki sposób to przeżyłem. Na 3 godziny przed tą całą imprezą trafiłem niestety na SOR, bo ciśnienie mi tak podskoczyło, że nie byłe w stanie, żeby zjawić się wtedy na stadionie. Dzięki Bogu dzisiaj jest już spokojnie i wszystko się udało. Jest to jednak dla mnie ciężkie przeżycie. Po dwudziestu kilku latach takiej przygody, wspaniałej zabawy, ale też zarabiania bardzo fajnych pieniędzy, coś się kończy.

Rodzice byli Twoimi największymi kibicami?

- Moi rodzice jako jedni z pierwszych i do samego końca kibicowali mi z całego serca i byli moimi najwierniejszymi kibicami. Świętej pamięci Tata oraz Mama, która do dzisiaj żyje moją przygodą piłkarską.

Czy z wychowanków Pogoni Lębork w obecnej kadrze widzisz kogoś, kto mógłby pójść w Twoje ślady i osiągnąć tyle, co Ty?

- Bardzo dobry kontakt mam z Gracjanem Miszkiewiczem, któremu kibicuje, za którego trzymam kciuki z całego serca. To jest bardzo fajny chłopak. Ułożony, grzeczny, piłkarsko bardzo dobry. Po tylu latach grania w piłkę udzielam mu wielu, różnych wskazówek, żeby je wykorzystał, wcielał w życie. Wierzę w niego, tylko, żeby nabrał pewności siebie, żeby poczuł ten luz, bo jeżeli człowiek jest spięty w pracy czy na boisku, to nie daje z siebie tego, co potrafi.

Czy zamierzasz zostać przy piłce?

- Marek Piotrowski, mój bardzo dobry przyjaciel, razem studiowaliśmy, razem mieszkaliśmy wiele lat w Gdańsku, zadzwonił do mnie i zapytał, czy pomógłbym mu w szkoleniu dzieci. Powiedział, że ja jako taka osoba znana w regionie, rozpoznawalna może miałaby dobry wpływ na to, że dzieci chętnie chodziły na treningi i rozwijały się. Można pogodzić pracę zawodową z czasem spędzonym na stadionie. To byłaby odskocznia od pracy. Przez 22 lata poświęcał czas piłce i wszystko podporządkowałem jej.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto