Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie planujemy budowy żadnych rzeczy, które mogą być uciążliwe - mówi Anna Rudnicka, dyrektor ZZO w Czarnówku

Robert Gębuś
Robert Gębuś
Nie planujemy budowy spalarni odpadów chyba, że ministerstwo to na nas wymusi - mówi Anna Rudnicka, dyrektor Zakładu Zagospodarowania Odpadów "Błękitna Kraina" w Czarnówku, z którą rozmawiamy m.in. o rozwoju przedsiębiorstwa ujętym w planie zagospodarowania przestrzennego, spalarni odpadów, której boją się mieszkańcy, uciążliwościach i drodze alternatywnej do zakładu.

Temat planu zagospodarowania przestrzennego dla dwóch działek w obszarze składowiska odpadów w Czarnówku wróci pod obrady rady gminy. Zawarto w nim zakaz budowy biogazowni, ale też możliwość rozwoju ZZO w Czarnówku. Tego zapisu w planie obawia się część mieszkańców gminy i o tych obawach rozmawiamy z Anną Rudnicką, dyrektor Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Czarnówku.

Czy ZZO w Czarnówku planuje budowę spalarni odpadów?
Anna Rudnicka: Budowa spalarni odpadów miała być zabezpieczona w planie zagospodarowania przestrzennego w razie, gdyby ministerstwo zabroniło składowania odpadów i ich spalanie byłoby koniecznością. Nie planuję na chwilę obecną budowy żadnej spalarni. Miała być to furtka, gdyby takie obostrzenia były nałożone przez ministra.

O spalanie jakich odpadów chodzi?
A.R.: Chodzi o RDF-y, które do nas trafiają i nie możemy ich zagospodarować, ponieważ to jest frakcja palna. Ona idzie na zewnątrz. Organizowany jest przetarg na koniec roku, wygrywa go firma i je odbiera. I to jest największy koszt dla naszego zakładu. Może jednak dojść do takiej sytuacji, że ministerstwo stwierdzi, że RDF-ów nie można składować, tylko należy je spalać. I ten zapis o spalarni w planie zagospodarowania przestrzennego miał być alternatywą na wypadku, kiedy to spalanie ministerstwo na nas wymusi. Na dziś mamy 5 ha składowiska i jesteśmy zabezpieczeni na ponad 20 lat, jeśli chodzi o składowanie odpadów, ale jeśli ministerstwo nałoży wymogi spalania RDF-ów, to żaden zakład nie będzie miał wyjścia. Podkreślam, że na chwilę obecną nie planuję żadnej spalarni, ani innych rzeczy, które mogłyby być uciążliwe dla mieszkańców.

To o jakim rozwoju jest mowa w planie zagospodarowania przestrzennego?
A.R.: Jedynym planem jest rozbudowa zakładu ale nie po to, żeby przywozić odpady z całej Polski, tylko żeby te, które do nas trafiają z tych jedenastu gmin, były dokładnie przesortowane. Na gminy został nałożony obowiązek uzyskania poziomów recyklingu. Na tę chwilę w żółtym worku nie ma nawet 40 proc. a wymagane jest ok. 50 proc. Plan rozbudowy zakładu jest po to, żeby wprowadzić do linii sortowania separatory optyczne. To separatory, które same będą wyciągały plastiki, potem dzieliły je na kolory a pracownicy tak naprawdę będą tylko doczyszczać te odpady. To jest główny zamysł naszej rozbudowy, a nie pomysły o sprowadzaniu odpadów z całej Polski. Nie przyjmujemy żadnych innych odpadów spoza tych jedenastu gmin. Na dziś składowisko nie przyjmuje nawet odpadów od firm z naszego terenu, ze względu na limity, które są wpisane w pozwoleniu zintegrowanym. To 5 tys. ton odpadów selektywnie zebranych. Obecnie mamy ok. 4,3 tys. ton i zostało nam tylko 700 ton do przyjęcia. Zostały one zarezerwowane dla systemów gminnych. Dlatego obecnie nie przyjmujemy odpadów od firm, żeby nie przekroczyć limitu, bo w innym wypadku będziemy płacić kary.

A co ma powstać na dzierżawionej od gminy działce, na której chcecie rozwijać zakład? Dzierżawicie ją przecież tylko do 2022 roku. Co będzie, jeśli gmina nie przedłuży dzierżawy?
A.R.: To będzie dla nas duży problem, ponieważ ta działka przeznaczona jest tylko i wyłącznie do miejsc magazynowych. Nie jest przeznaczona do składowania odpadów z całej Polski. To jest wymóg wynikający przepisów przeciwpożarowych i musimy się do niego dostosować. Takie odpady jak np. plastiki są odpadem mocno palnym. Zgodnie z operatem przeciwpożarowym, musi zostać na nie wyznaczone miejsce oddzielone murem przeciwpożarowym, w formie boksu. Gdyby doszło do zapalenia się odpadów, to ogień się nie rozprzestrzeni poza ten boks. Dlatego potrzebna nam jest duża powierzchnia, żebyśmy mogli te odpady, które gromadzimy szczególnie w okresie letnim, kiedy jest ich dużo więcej, gromadzić zgodnie z obowiązującymi przepisami. Składowisko nie będzie powiększone. Chodzi tylko o bezpieczne magazynowanie odpadów, tak byśmy mogli spełnić poziomy recyklingu. Czekamy na pozwolenie zintegrowane, by to wykonać. W planie jest budowa dużej hali na której znajdzie się linia do selektywnej zbiórki odpadów z separatorami optycznymi. W drugim etapie rozbudowy moglibyśmy produkować RDF. Gdyby udało nam się wybudować taką linię, która byłaby w całości w hali, to koszty dla zakładu by się zmniejszyły. Dziś dla nas największym kosztem jest koszt zagospodarowania RDF, który wynosi ok. 8 mln zł rocznie.

Natomiast w trzecim etapie chcielibyśmy, by wyprodukowany RDF przeszedł przez suszarnię i został przetworzony na brykiet. Jeśli chodzi o to rozwiązanie, to jeszcze się nad nim zastanawiamy. To będzie zależało od tego, czy ten brykiet straci status odpadu i będzie mógł być spalany. Jednak rozbudowa zakładu będzie uzależniona od tego, czy uda nam się pozyskać środki zewnętrzne. Sam pierwszy etap to koszt ok. 30-40 mln zł.

Część radnych podnosi kwestię, że składowisko przynosi mieszkańcom gminy więcej strat niż korzyści. Za dzierżawę gminnej działki rzeczywiście płacicie 600 zł miesięcznie?
A.R.: Rzeczywiście za dzierżawę płacimy 600 zł miesięcznie, czyli 7200 zł rocznie, ale jest nałożony podatek od nieruchomości, który płacimy w wysokości 50 tys. zł rocznie. To nie jest tak, że składowisko w Czarnówku tylko śmierdzi, bo nie wiem, czy pieniądze z Czarnówka śmierdzą. Do budżetu gminy wraca ok. 3,5 mln zł co roku. Nie wiem, czy ktoś się pochylił, żeby dokładnie sprawdzić z czego skonstruowany jest budżet gminy. Zatrudniamy ok. 70 osób, większość to mieszkańcy gminy Nowa Wieś Lęborska.
Jeśli składowisko zostałoby wygaszone, zapłaciłby za to tylko zwykły "Kowalski". Jedynym odbiorcą odpadów wówczas byłby Szadółki. To największe składowisko. Są składowiska bliższe, ale nie mają mocy przerobowych. W Szadółkach ceny są o 150 proc. wyższe niż u nas. Do tego doszłyby wyższe koszty transportu. Mogłoby się okazać, że mieszkańcy naszych gmin w powiecie zapłacą 300 proc. więcej za odbiór i wywóz odpadów.

A co ze smrodem? Dla mieszkańców, którzy mają domy w pobliżu zakładu, to duży problem.
A.R.:Jedna z radnych wystosowała pismo do urzędu marszałkowskiego odnośnie odorowości, hałasu, uciążliwości transportu. Próbowaliśmy wcześniej zwalczać ta odorowość, ogłosiliśmy przetarg na armatki antyodorowe. One wytwarzają zapachową mgiełkę, która pochłania te nieprzyjemne zapachy. Jednak nie spodziewaliśmy się, że to będzie koszt ok. 600 tys. zł jedna i musieliśmy z tego zrezygnować…

Czyli jednak czuć nieprzyjemne zapachy…
A.R.:Nigdy nie twierdziłam, że na składowisku zupełnie nie śmierdzi. Uciążliwość występuje, ale wówczas, kiedy prowadzimy prace na kompostowni i ten kompost jest przerzucany. To nie jest uciążliwość, która jest non stop przez długi czas. To uciążliwość, która trwa dwa, trzy dni i wówczas na stronie internetowej gminy jest informacja, że taka sytuacja wystąpi. Czasem zdarza się też, że jedzie ciężarówka z towarem wytwarzającym nieprzyjemny zapach i wtedy też takie uciążliwości mogą występować. Wykonaliśmy operat antyodorowy. Mamy zalecenia. Będziemy wprowadzać zamgławianie na jednym ze zbiorników wód odciekowych i to jest wszystko. Reszta wyników badań jest w granicach normy. Badania wykonywano na dole i na całym terenie zakładu przez laboratorium. Wszystkie wyniki są prawidłowe . Występują uciążliwości, nie twierdzę, że nie, ale nie są na tyle uciążliwe, żeby tego nie wytrzymać przez 2, 3 dni . To nie jest tak, jak w Szadółkach, gdzie czuć to dzień w dzień.

Mieszkańcy nie chcą jednak, żeby ciężarówki z cuchnącym ładunkiem przejeżdżały w pobliżu ich domów. Potrzebna jest inna droga.
A.R.: Jeśli chodzi o drogę, to wielokrotnie poruszaliśmy temat drogi alternatywnej. To jednak leży w gestii radnych i to rada musi podjąć decyzję czy chce inwestować w drogę alternatywną czy nie, gmina musi wówczas zabezpieczyć na to fundusze. Wraz z udziałowcami zdecydowaliśmy, że jeśli zostaną na nią pozyskane środki, to wówczas wszyscy dołożymy brakującą część, by ta droga powstała. To jednak leży w gestii rady.
Na dziś dbamy o tę drogę, która jest. Cały czas ją odśnieżamy, kosimy, czyścimy, sprzątamy chodniki, łatamy dziury, robimy pobocza. To nie jest tak, że pozostawiamy to gminie. To jest gminna droga, ale ściągnęliśmy z gminy obowiązek opieki nad tą drogą i sami to robimy. Wiem, że ona jest wąska, nie spełnia wymogów, ale ile możemy to staramy się, żeby było jak najlepiej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Robert Gębuś

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto