Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lębork. W wieku 96 lat zmarł Józef Drąg, weteran II wojny światowej, więzień obozów koncentracyjnych

Marcin Kapela
Marcin Kapela
Archiwum/Marcin Kapela
W sobotę, 20 listopada 2021 r., w wieku 96 lat zmarł Józef Drąg, weteran II wojny światowej, kombatant i były więzień kilku niemieckich obozów koncentracyjnych. Wielokrotnie gościliśmy Pana Józefa w lęborskiej redakcji "Dziennika Bałtyckiego", gdzie podczas długich rozmów opowiadał swoje wojenne losy. Msza św. żałobna odbędzie się w czwartek, 25 listopada o godz. 14 w Sanktuarium św. Jakuba Ap. w Lęborku. Po Mszy św. pożegnanie na cmentarzu w Lęborku.

Józef Drąg (ur. 1925, Hucisko) podczas II wojny światowej służył jako łącznik w szeregach Gwardii Ludowej i Batalionów Chłopskich. W 1943 roku podczas pacyfikacji wsi Hucisko został aresztowany przez Niemców i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Pustkowie, gdzie m.in. pracował na poligonie doświadczalnym pocisków V1 i V2.

Następnie przebywał w kilku obozach koncentracyjnych: Auschwitz-Birkenau, Oranienburg, Sachsenhausen. Przeżył marsz śmierci z Sachsenhausen do Schwerin, podczas którego doczekał się wyzwolenia.

Po powrocie do kraju ukończył Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Weterynaryjnych w Falentach. Pracował jako oficer w randze kapitana w Ludowym Wojsku Polskim. Przed śmiercią miał stopień majora. Mieszkał w Lęborku.

Na podstawie informacji Archiwum Instytutu Pileckiego.

Prezentujemy fragment wspomnień, którymi Józef Drąg podzielił się z naszymi Czytelnikami. Opowiadał, jak był świadkiem podejmowanych przez więźniów obozu koncentracyjnego ucieczek - danych i nieudanych, tych przypłaconych śmiercią:
"W czasie mojego pobytu w obozie koncentracyjnym w Pustkowiu, które trwało 9 miesięcy zdarzyły się ucieczki. Było ich za mojego pobytu cztery, które osobiście, z ciężkim doświadczeniem przeżyłem.
Niedaleko obozu, około kilometra był teren ok. 2 hektary ogrodzony drutem i siatką. Na tej ziemi był uprawiany zielony groszek, który służył wyłącznie jako pożywienie obsługi obozu, a nigdy więźniów. Z początkiem lipca ’44 roku wyszła grupa 50 osób, w której byłem i ja, do obrywania tego groszku. Wartownicy zapowiedzieli, że nie wolno nikomu zjeść ani jedno strączka, bo jak zobaczą, to rozprują brzuch. No, ale jak to nie jeść zielonego groszku, który ma ładny wygląd i zapach. Pchało się głowę w groch, był dość wysoki, żeby i parę strączków każdy zjadł, pod strachem, ale zjadł.
Czterech więźniów planowało z tej grupy ucieczkę, ale to było na polu ogrodzonym. Pewnego razu pojawiła się możliwość ucieczki, bo wartownicy, którzy pilnowali na zewnątrz, byli rozstawieni 50 metrów od siebie, ale ta przestrzeń wolna nieraz była i 100 metrów, bo wartownicy maszerując wokół tego ogrodzenia spotykali się na papierosa.
Ucieczkę planowało czterech. Jan Drubka pochodził ze Stobiernej, to koło Jesionki niedaleko Rzeszowa, drugim był Franciszek Szybisty, też ze Stobiernej, trzeciego nie znałem. Planowałem z nimi uciec, ale oni coś do mnie nie mieli wielkiego zaufania, uważali, że jestem za słaby, że mnie zabiją w pierwszej kolejności, że nie zdążę uciekać szybko. Także oddalali się ode mnie na czworaka, czołgając się w tym grochu bliżej płotu, a ja zostawałem z tyłu. W pewnym momencie zbliżyli się do samego płotu i kiedy się zbliżyli czekali na moment, kiedy ta luka bezpieczna będzie wolna i doczekali się. Wtedy wszyscy trzej uderzyli na ten płot, równo. Płot był wysoki, ogrodzony, u góry przechodził drut kolczasty i nie mogli się szybko przez niego przeprawić i w momencie, gdy byli na płocie wartownicy zauważyli ich i zaczęli strzelać. Jak strzelił jeden to głos było słychać i zaczęli wszyscy strzelać, którzy otaczali to ogrodzenie. Jeden z więźniów został na płocie trafiony, był to Jan Drubka, a tych dwóch Franciszek Szybisty i ten trzeci przedarli się przez płot i uciekali w pole. A że to był już początek lipca, to zboża były już wysokie, no to uciekali w zboże, ile się dało, bez drewniaków. Buty zostawili przed wejściem na płot i uciekali boso. I kiedy się wydostali za ten płot, około kilometra płynęła rzeczka i przeprawiając się napotkali na grupę żołnierzy, którzy w niej się kąpali. I ci, co się tam kąpali wzięli broń i zaczęli strzelać, no i zabili jednego z nich. Franciszek Szybisty uciekał, ile sił i udało mu się. Jak on uciekł to były godziny przedobiadowe. Uciekał w kierunku wschodnim, bo na kierunku wschodnim była oddalona o jakieś 100 km jego wioska Stobierna, leżąca między Rzeszowem a Sokołowem Małopolskim i pół dnia i całą noc ten Szybisty maszerował w kierunku swojej wioski.
Po wojnie spotkałem się z nim, to mówił mi, że jak uciekał to tak mu dodawało siły, jakby w żołądku miał motor elektryczny i nie czuł żadnego zmęczenia, a był mokry jak szczur. Uciekając pół dnia i całą noc dotarł do swojej ukochanej wioski Stobiernej i raniutko przez pola udał się na swoje pole. Był rolnikiem, zamaskował się parę metrów od drogi i czekał kiedy jego żona pójdzie w pole do pracy. Nie czekał długo, żona krowy wypędzała na pastwisko przy którym on parę metrów dalej schowany był w życie, i kiedy usłyszał jej głos, jak się odzywała do krów, odezwał się do niej: Zosiu to ty? A Zosia nie odezwała się, bo była zszokowana tym głosem, ale mówi to ja. Daje ci polecenie, uciekłem z obozu tu mogą być dzisiaj może zaraz, za godzinę może już gdzieś są gestapo z Rzeszowa, bo to nie jest daleko, może 15 km. Bierz szybko dzieci i wywieź je do znajomych, ale jak najdalej od naszego domu, ale ci znajomi nie mogą być krewni. Ta kobieta zawróciła razem z tymi krowami, uwiązała ich w oborze, zabrała dzieci i pojechała z nimi do znajomych na drugą wioskę do Trzebustki, a on przeleżał do wieczora w tym życie wcale się nie ruszał, wieczorem po kryjomu przyniosła mu coś do zjedzenia, bał się czy teren nie jest obserwowany, on zjadł i dalej leżał, ale jak się ściemniło to opuścił legowisko, a żona do domu nie wchodziła tylko też oddaliła się do obcych ludzi, i jeden z tych u których się ukrywała obserwował czy już ich nie ma.
Pierwszy dzień, drugi dzień w ukryciu obserwowali swoje gospodarstwo czy nikt się nie kręci. Nie było nikogo z żandarmerii, SS, ani z policji ponieważ front rosyjski był już blisko i 10 lipca ’44 roku rano pojawiła się czołówka armii rosyjskiej w Rzeszowie, a Rzeszów był parę kilometrów od Jesionki i Stobiernej. I w ten sposób Szybisty uzyskał wolność, którą sam sobie wywalczył."

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto