Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kiedyś byli właścicielami dużego ośrodka wczasowego w Nowęcinie, a teraz grozi im eksmisja [FOTO,WIDEO]

Marcin Kapela
Wysłany mailem na godziny przed terminem eksmisji wniosek o wyłączenie komornika przynajmniej na miesiąc uchronił starsze małżeństwo Agaty i Władysława Kochajewskich od przymusowej przeprowadzki do pomieszczenia tymczasowego. Ośrodek wczasowy w Nowęcinie był dorobkiem ich życia i uważają, że zostali go pozbawieni podstępem. Wprawdzie oboje byli obecni przy zawarciu aktu notarialnego, ale zarzekają się, że nigdy nie myśleli o sprzedaży majątku. Zorientowali się, gdy było już za późno i teraz przegrywają kolejne procesy w sądach.

Państwo Kochajewscy to byli już właściciele ośrodka wczasowego w Nowęcinie. Tyle, że od lat walczą o jego odzyskanie, bo utrzymują, że wcale nie chcieli się go pozbyć, a dorobku życia zostali pozbawieni podstępem. Zorientowali się, gdy było już za późno i teraz przegrywają kolejne procesy w sądzie. Nowy, już drugi właściciel, wystąpił o ich eksmisję z zajmowanego w ośrodku mieszkania. Mieli czas do 5 września, a gdyby nie zastosowali się dobrowolnie, to 11 września komornik miał przystąpić do swoich czynności.

Zobacz wideo:

Tragarze czekali już w pogotowiu

11 września, tuż przed godziną 10 pojawił się najpierw policjant z komisariatu w Łebie. Potem przed ośrodek zajechał najpierw jeden, a potem drugi samochód firmy przewozowej, aż wreszcie komornik i jego dwóch pracowników. W mieszkaniu czekała już ekipa z kamerami jednego z popularnych programów interwencyjnych dużej, ogólnopolskiej stacji telewizyjnej. W świetle nowego prawa wszyscy obecni, łącznie z kamerzystami, zostali wylegitymowani nie tylko przez policję, ale znaleźli się w sprawozdaniu z czynności komorniczych.

- To jest dorobek naszego życia. Myśmy nikogo nie zabili. Proszę pana, to tak jakbym stał pod szubienicą, a pan chce mi życie odebrać

- zwrócił się do komornika pan Władysław, licząc na jego wyrozumiałość.

Zobacz wideo:**

- Państwo ściągnęliście media, żeby wywrzeć na mnie presję, żebym nie dokonywał tych czynności, ale nie ja jestem tutaj decydentem

- przekonywał Michał Mertsch, Komornik Sądowy przy Sądzie Rejonowym w Lęborku.

- Nade mną jest cała masa różnych instytucji, a przede wszystkim wierzyciel. Jeżeli wyraziłby zgodę na to, o co prosicie, to sprawa będzie załatwiona. Jestem związany wnioskiem wierzycieli, żeby wykonywać określone czynności. Jakby to wyglądało, gdyby wszyscy kwestionowali orzeczenia sądu? Zrobiłaby się anarchia. Jestem przedstawicielem władzy sądowej i muszę wykonywać wyroki. Skoro państwo poprzegrywali wszystkie sprawy w sądach i ostatecznie jest taka sytuacja, jaka jest, to jestem tutaj.

Podczas eksmisji wymagana jest obecność przedstawiciela wierzyciela, żeby komornik mógł wydać lokal po przeprowadzonych skutecznie czynnościach. Po chwilowym oczekiwaniu pojawiła się kobieta, która wraz z mężem zostali nowymi, pierwszymi właścicielami ośrodka. Zastrzegła, że nie życzy sobie upubliczniania wizerunku i podkreśliła, że media nie mogą porozmawiać z jej mężem. Swoją obecnością wywołała poruszenie u starszego małżeństwa.

Wyłączeniem komornika kupili trochę czasu

Eksmisja wydawała się nieuchronna, ale wtedy komornik odczytał otrzymany drogą mailową wniosek, pod którym podpisała się pani Agata.

„Niniejszym w imieniu własnym, na podstawie artykułu 763 ze znaczkiem 2 KPC wnoszę o wyłączenie komornika Michała Merstcha od wykonywania czynności egzekucyjnych w sprawie do sygnatury akt KM 1814/17 w związku z jego stronniczością, w tym udzielaniu mi pozorowanych pouczeń oraz nierzetelnością. W związku z powyższym wnoszę o wyznaczenie przez sąd innego komornika do dalszego prowadzenia postępowania z tego samego rewiru, w którym ma siedzibę komornik wyłączony. Jednocześnie wnoszę o uchylenie wszelkich czynności dokonanych po złożeniu wniosku.”

Komornikowi zarzuciła nieuwzględnienie stanu zdrowia własnego i męża. Podkreśliła też brak okazania im przez gminę Wicko lokalu tymczasowego, do którego mieliby zostać eksmitowani.

- W związku z tym wnioskiem o wyłączenie, który pani potwierdza, podejmuję taką decyzję. W ciągu trzech dni wraz z moją odpowiedzią do tych zarzutów muszę przekazać do sądu, a sąd ma 7 dni na rozpoznanie tego wniosku. W związku z powyższym, w dniu dzisiejszym czynności wstrzymuję i jednocześnie wyznaczam je na dzień 11 października, na godzinę 10, jeżeli sąd do tego czasu ten wniosek rozpatrzy. W dniu dzisiejszym, ponieważ państwo twierdzą, że nie mieli możliwości obejrzenia pomieszczenia tymczasowego zapraszam państwa do obejrzenia

- powiedział komornik.

Na dzień zamknięcia wydania (25.09) komornikowi nie była jeszcze znana decyzja sądu w sprawie jego wyłączenia.

Zanim wszyscy udali się na rekonesans wyznaczonego przez gminę pomieszczenia tymczasowego, komornik jeszcze raz zwrócił się do lokatorów.

- Niech państwo naprawdę pomyślą o tej przeprowadzce, bo ta eksmisja prędzej czy później niestety dojdzie do skutku. Chyba, że coś załatwicie w sądzie, że sądy odwrócą cały bieg wydarzeń. Z tego artykułu, który był w „Dzienniku Bałtyckim”

[w dodatku „Echo Ziemi Lęborskiej” z dnia 23 sierpnia 2019 r. - dop. red.],

wyraźnie było napisane, że sprawa była prowadzona przez notariusza. Potem sądy rozpatrywały, prokuratura chyba niczego się nie doszukała. Co w tym momencie taki skromny, drobny komornik jak ja może w tej sprawie poradzić? Ja mogę tylko tę sprawę wykonać.

Zapytaliśmy, czy państwo mogą złożyć zażalenie na kolejnego komornika i tak do skutku?

- Teoretycznie tak, ale w pewnym momencie sąd powie stop

- wyjaśnia komornik Michał Mertsch.

- Z resztą te zarzuty, które tutaj są, są takie powiedzmy sobie… To jest tylko chwilowe wstrzymanie.

Nawet trzy lata w oczekiwaniu na komunalne

Dlaczego pomieszczenie tymczasowe zostało pokazane państwu Kochajewskim dopiero w dniu zaplanowanej eksmisji?

- Ponieważ tu komornik prowadził czynności, byliśmy w kontakcie z komornikiem, więc komornik był poinformowany, że lokal jest gotowy. Cała korespondencja była prowadzona z komornikiem

- odpowiedziała urzędnik.

Na pytanie, kto wybrał dla nich ten lokal, dodała:

- To było jedyne dostępne. To jest pomieszczenie tymczasowe, na tę chwilę jedyne, którym dysponuje gmina.

- To jest lokal także w Nowęcinie, po schodach, w dobrym stanie, bo to jest mieszkanie, które zostało zrobione kilka lat temu

- wyjaśnia Dariusz Waleśkiewicz, wójt gminy Wicko.

- Jest faktycznie małe, aneks kuchenny, łazienka z prysznicem, sypialnia. Jeśli będzie taka potrzeba, to jesteśmy gotowi odmalować mieszkanie, dopasować się do tych państwa, żeby im pomóc.

Kochajewscy są wpisani na listę oczekujących na mieszkanie komunalne. Czy ich szanse są większe ze względu na stan zdrowia obojga?

- To jest dość długa perspektywa. Trzy lata? Żeby dać mieszkanie komunalne, to trzeba mieć. W obecnej chwili nie mamy wolnych mieszkań komunalnych, które możemy przydzielić tym państwu.

Chyba, że gminę zobowiąże wyrok sądu.

- Jeżeli będzie wyrok sądowy, to nie ma czekania w kolejce, jeżeli jest mieszkanie wyremontowane, to w pierwszej kolejności dostają te osoby, gdzie jest narzucony wyrok sądowy. Wtedy absolutnie nie dyskutujemy.

Sądy nie znalazły podstaw

Sądy dwóch instancji nie znalazły podstaw, żeby podważyć akt notarialny. Pukali o pomoc do drzwi parlamentarzystów z naszego okręgu. Jedyne, co udało się zrobić, to odroczyć termin eksmisji. Sprawa wydaje się beznadziejna, a gra toczy się o odzyskanie wartego miliony złotych majątku, na które starsze, dziś już mocno schorowane małżeństwo Agaty i Władysława Kochajewskich, harowało przez całe życie. Chyba, że znajdą się świadkowie.

Twierdzą, że chciał wkupić się w ich łaski
Małżeństwo pochodzi z Opolszczyzny, a do zmiany miejsca zamieszkania skłoniły ich w 1995 r. kłopoty zdrowotne kobiety.

- Jak zachorowałam na ciężką alergię, to lekarz zalecił mi zmianę klimatu. Szukałam, gdzie będę dobrze się czuła. Kołobrzeg nie odpowiadał. Jak przyjechałam do Łeby, to od razu dobrze się poczułam. Tu jest mikroklimat, który alergikowi bardzo sprzyja. Od 1995 roku, kiedy kupiliśmy pierwszą część, był surowy stan. Mąż pracował jeszcze z 5 lat w Niemczech, do 2000 r. Potem dobudowało się jeszcze 20 pokoi. Dlatego mówimy część „stara” i część „nowa”.

Do ośrodka zaczęły przyjeżdżać kolonie z różnych stron kraju. Z jedną z nich przyszły właściciel.

- Ten człowiek przyjeżdżał do nas jako wychowawca z grupami. Najpierw chciał pracować u nas jako menadżer, ale my nie chcieliśmy. Pytał, jak można być tak bogatym. Był zachwycony, jak można być tak bogatym. Mieliśmy jeszcze dużo w kredytach, wiadomo taka posiadłość

- wspomina kobieta.

W sierpniu 2013 r. pan Władysław uległ ciężkiemu wypadkowi. Coraz trudniej było im samym prowadzić ośrodek.

Najpierw było pisemne porozumienie

We wrześniu 2014 r. małżeństwo Kochajewskich zawarło pisemne porozumienie na mocy którego zainteresowani nabywają prawo własności do 50 procent w majątku państwa Kochajewskich. oraz w prowadzonym przez nich ośrodku kolonijnym. W zamian zobowiązują się, że małżeństwo Kochajewskich do końca życia będzie mogło tam mieszkać i nie będzie mogło być przez nich eksmitowane z ich własności.

Ponadto nowi współwłaściciele zgodzili się na zaciągnięcie kredytów w bankach na oddłużenie wszystkich wierzytelności występujących u państwa Kochajewskich. Zobowiązali się także do otwarcia działalności gospodarczej na siebie na rzecz prowadzenia ośrodka wspólnie z małżeństwem Kochajewskich, na którą miało zostać założone konto firmowe. Po spłaceniu kredytów zobowiązali się do przepisania w całości wcześniej nabytych praw własności z majątku Kochajewskich na ich rzecz. Zyski miały zabezpieczyć w pierwszej kolejności spłatę kredytu.
I na koniec umówiono się, że ośrodek będzie prowadzony tylko i wyłącznie przez małżeństwo Kochajewskich i drugą stronę porozumienia.

W akcie notarialnym już tylko Agata Kochajewska, która sprzedaje nieruchomości

Półtora miesiąca później obie strony spotkały się w kancelarii notarialnej. Z małżeństwa Kochajewskich stroną była już tylko pani Agata, chociaż jej mąż był także obecny, oraz oni, będący już wówczas w związku małżeńskim.
W akcie pani Agata sprzedaje małżonkom dwie nieruchomości w Nowęcinie. Uzgodniono także, że przez co najmniej 5 lat działalność w ośrodku kolonijnym będzie prowadzona wyłącznie przez kupujących i sprzedającą, a wszystkie decyzje wymagają zgody obu stron.

Szybko, choć już po fakcie, starsze małżeństwo orientuje się, co zaszło i nie może się z tym pogodzić.

- Zadzwoniłem do niego dwa tygodnie po podpisaniu aktu notarialnego, jak się kapnąłem, że my już nie jesteśmy właścicielami

- wspomina pan Władysław. - Szok mnie wziął.

- Mamy dokument, że to porozumienie jest do końca życia. Będziemy na swoim, będziemy prowadzić to przez 5 lat, a potem zadecydujemy. Jak się okazało, to on stał się właścicielem. Miał być wspólnikiem, a jak się okazało jest właścicielem, a my nie mamy nic. Nie spółka, ale na akt, że ja wszystko sprzedałam. Ja i mój mąż od tej pory tak mocno chorujemy. Taką mam depresję, że jeść nie mogę. Jeszcze reumatyzm i kręgosłup, moja starość, to jeszcze psychika. Majątek całego życia w obcych rękach. A miało być tak dobrze

- mówi pani Agata.

Pytamy, dlaczego na podpisanie aktu notarialnego nie zabrali swojego prawnika?

- Prawnik mówił, żeby nie podpisywać bez niego, a jednak człowiek zaufał, że będzie wspólnik i będziemy razem. A potem on potrafił w sądzie powiedzieć, że oni się do niczego nie nadają

- mówi ze smutkiem pani Agata.

- Pojawia się pan

[nazwisko do wiadomości redakcji]

nie wiadomo skąd. I on mówi, że będzie im pomagał prowadzić. Umawiają się, że prowadzą razem tak, jak jest w porozumieniu, a w zamian za to, że on będzie mógł uczestniczyć przez ileś lat w zyskach, to daje im 200 tysięcy zł. Tak umawiają się ustnie. Pan Władysław przychodzi do mnie, a ja mówię, żeby u notariusza nie pojawiał się bez mojego udziału. Pojechali do

[...],

skąd pochodzi

[...]

i tam klepnęli sprzedaż. On był przy tym akcie, odczytywał mu notariusz, ale nie był stroną, bo ona jest właścicielką. Słyszy cały akt. W akcie jest wartość nieruchomości 2 miliony zł, a tam jest 230 tysięcy zł sprzedaż. Wracając pociągiem czyta akt i widzi, że coś się nie zgadza. Naiwność ludzka posunięta do granic. Poszli do notariusza bez adwokata, nie rozumiejąc, co jest w akcie notarialnym. Mają wiedzę, co to jest rozdzielność majątkowa, odrębny majątek? Nie mają. I doszło do tego

- komentuje adwokat z urzędu Krzysztof Obolewski.

Sprawa w sądzie, ale akt nie do podważenia

Od 5 lat sprawa toczy się przed sądami. Nieruchomość zdążyła już zmienić właściciela.

- Mogli umawiać się tak, jak jest w porozumieniu, a skończyli, jak jest w akcie notarialnym. Założyliśmy sprawę o unieważnienie tego aktu notarialnego

- mówi mecenas Obolewski

. - Przerobiliśmy dwie instancje, jeden i drugi sąd w to nie uwierzył. Założyliśmy sprawę o postępowanie karne o oszustwo, bo oni mają te kartki, na których ten

[...]

pisał sobie, co zrobić, żeby ich wykiwać. To jest oryginał, to jest jego. Złożyliśmy jako dowód w sądzie, ale to za mało. Żeby podważyć akt notarialny to trzeba udowodnić, że notariusz i

[...]

byli w zmowie. Notariusz był słuchany i powiedział, że wszystko jest zgodnie z przepisami. Notariusz to jest osoba zaufania publicznego. Pisaliśmy nawet do ministra Ziobry, żeby objął to postępowanie nadzorem. Objął nadzorem, ale uzyskał informacje od prokuratora prowadzącego i stwierdził, że nic nie da się zrobić.

Czy to odbiera resztki nadziei?

- Zostali jedynie świadkowie, dzięki którym moglibyśmy wzruszyć postępowanie karne, które skończyłoby się skazaniem

[...],

z uznaniem jego winy, które skutkowałoby możliwością wznowienia postępowań o unieważnienie umów. Bez względu na to, kto teraz byłby właścicielem, jeżeli pierwotna umowa byłaby nieważna, to wszystkie po kolei też

- tłumaczy Obolewski.

Zadzwoniliśmy do pana [...], mówiąc, że małżeństwo Kochajewskich czuje się przez niego oszukane. Odesłał nas do nowego właściciela. Powiedział też, że sprawa jest w sądzie i można z nim rozmawiać przez adwokata, ale poproszony o telefon kontaktowy do adwokata nie udzielił odpowiedzi, a potem nie odbierał już telefonu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto