Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aleksander Hall o powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego

Barbara Szczepuła
Z Aleksandrem Hallem, w 20. rocznicę powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego, rozmawia Barbara Szczepuła.

Kto był autorem pomysłu powołania Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego niekomunistycznego premiera?
Lech Wałęsa, choć tę kandydaturę podpowiedzieli mu bracia Kaczyńscy.

Dlaczego Wałęsa wybrał właśnie jego? W grę wchodziła także kandydatura Bronisława Geremka.
Były trzy kandydatury, bo mówiło się jeszcze o Jacku Kuroniu, legendarnym opozycjoniście, więźniu politycznym, wówczas pośle OKP.

Zaskoczyło Pana, że Lech Wałęsa postawił na Tadeusza Mazowieckiego?
Mazowiecki i Geremek byli najbliższymi współpracownikami Wałęsy już od Sierpnia'80 i wytworzyła się między nimi szczególna więź. Jednak od wiosny 1989 roku Mazowiecki, jeden z architektów Okrągłego Stołu, znajdował się poza głównym nurtem polityki i redagował "Tygodnik Solidarność". A Bronisław Geremek był potężnym szefem OKP. Wałęsa lubi równowagę polityczną, uznał więc zapewne, że środowisko KOR-owskie stałoby się zbyt silne, gdyby premierem został Geremek lub Kuroń, dlatego wsparł "drugą nogę".

Czy Tadeusz Mazowiecki nie był zaskoczony, gdy Wałęsa zaproponował mu tę funkcję? Przecież kilka tygodni wcześniej napisał polemikę z tekstem Adama Michnika "Wasz prezydent, nasz premier".
To prawda. Kiedy na początku lipca 1989 roku Michnik napisał ten słynny artykuł, Mazowiecki odpowiedział mu w "Tygodniku Solidarność" tekstem zatytułowanym "Śpiesz się powoli". Twierdził, że lepiej pozostać w opozycji i się przygotowywać. Ale sytuacja była wówczas dynamiczna. Bardzo wiele zmieniło przeciągnięcie na stronę Solidarności tak zwanych stronnictw sojuszniczych - ZSL i SD.

To był znakomity manewr…
wykonany przez braci Kaczyńskich na zlecenie Lecha Wałęsy.

Padła propozycja. Tadeusz Mazowiecki wyraził zgodę. A kiedy zadzwonił do Pana?
Zatelefonował do mnie Jan Dworak, wówczas sekretarz redakcji "Tygodnika Solidarność", a więc jeden z najbliższych współpracowników Mazowieckiego. Powiedział mi, że Tadeusz chce mnie mieć w swojej ekipie. Chyba nawet określił, że miałbym być ministrem bez teki, czyli członkiem rządu do specjalnych poruczeń. Spotkaliśmy się z Mazowieckim, gdy na przełomie sierpnia i września, już jako desygnowany premier, przyjechał do Gdańska. Było to u biskupa Gocłowskiego. Ponownie usłyszałem propozycję i przyjąłem ją bez wahania.

Dobrze znał Pan Tadeusza Mazowieckiego?
Znałem go długo. Zaprzyjaźniliśmy się podczas strajku w maju 1988 roku. Nie ukrywam, że gdy został premierem, uważałem za prawdopodobne, iż będzie chciał, bym został jego współpracownikiem.

Uczestniczył Pan w przygotowaniu exposé premiera?
Mechanizm był wówczas taki, że najpierw Sejm wybierał kandydata na premiera desygnowanego przez prezydenta i to się stało 24 sierpnia. Wówczas z sejmowej mównicy padły te głośne słowa: "Przeszłość odkreślamy grubą linią." W przygotowaniach do tego wystąpienia nie brałem udziału. Natomiast uczestniczyłem w przygotowywaniu następnego exposé, wygłoszonego 12 września, kiedy powoływany był rząd.

Zatrzymajmy się przy "grubej linii", czy też "grubej kresce", jak się przyjęło mówić. Czy to sformułowanie było, według Pana, błędem?
To nie był błąd. To sformułowanie znaczyło: odpowiedzialność bierzemy od tego momentu. Trudno żeby nasz rząd odpowiadał za PRL. Z początku te słowa nie wzbudzały żadnych emocji. Zaczęły - kiedy w obozie solidarnościowym rozpoczęła się walka na noże, czyli latem roku 1990. Wówczas właśnie użyto ich przeciwko obozowi Tadeusza Mazowieckiego.

Co według Pana, było największym plusem rządu Mazowieckiego?
Z perspektywy czasu widzę trzy główne plusy. Dwa ewidentne. Po pierwsze: zmiana usytuowania Polski w Europie. Choć gdy Mazowiecki kończył swoją misję, formalnie nadal byliśmy członkiem Paktu Warszawskiego i RWPG, to w istocie te struktury były martwe. Natomiast mieliśmy już traktat graniczny ze zjednoczonymi Niemcami i bardzo dobre stosunki z Zachodem, ze wspólnotami europejskimi i naszymi bezpośrednimi sąsiadami. Oczywiście, sprzyjały nam okoliczności, system komunistyczny ulegał erozji, ale braliśmy w tym istotny udział. Plus drugi: sprawy gospodarcze, czyli plan Balcerowicza.

Kto wynalazł Leszka Balcerowicza?
Waldemar Kuczyński. Balcerowicz nie był pierwszą osobą, która otrzymała propozycję pokierowania gospodarką, ale zadanie było tak trudne, że co najmniej dwie osoby odmówiły. Autorstwo programu ratowania gospodarki należy się oczywiście Leszkowi Balcerowiczowi. To on opracował operację zduszenia inflacji, a także stworzył ramy instytucjonalne dla gospodarki nowego typu, gospodarki rynkowej.

A trzeci plus?
Najbardziej kontrowersyjny, ale dla mnie oczywisty. Gdy Mazowiecki rozpoczynał urzędowanie, w całym URM tylko on, Ambroziak i sekretarka zabrana z "Tygodnika Solidarność" byli z "nowego rozdania". Urzędnicy nie demonstrowali naturalnie swych nastrojów, ale można się było domyślać, co myśleli.

Mieliście do nich zaufanie?
Oczywiście, bardzo ograniczone. Poza tym rząd miał ochronę BOR, budynki były strzeżone przez Jednostki Nadwiślańskie podległe MSW, czyli Kiszczakowi. Postawa Mazowieckiego, nie prowokacyjna, ale stanowcza, doprowadziła do tego, że gdy odchodził, wyższe szczeble administracji państwowej tworzyli już ludzie z solidarnościowymi korzeniami, na przykład na 49 wojewodów zmienionych zostało 48. Powstała nowa instytucja - Urząd Ochrony Państwa. Powstało cywilne Ministerstwo Obrony Narodowej i cywilne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Powstał samorząd. Bez frontalnego starcia doprowadziliśmy do tego, że powrót do starego systemu stał się niemożliwy.

A jak układały się stosunki z ministrami "siłowymi", czyli z Kiszczakiem i Siwickim?
Trzeba pamiętać, że Kiszczak był jednym z czterech wicepremierów. Mazowiecki chciał mieć go w swoim rządzie… Była to dla premiera gwarancja, że aparat bezpieczeństwa, w stu procentach peerelowski, nie stanie okoniem i nie zorganizuje prowokacji. Mazowiecki nie chciał sytuacji, że PZPR wraz z całym aparatem będzie w opozycji do rządu. W ówczesnym stanie konstytucyjnym prezydent - był nim przecież Jaruzelski! - mógł łatwo rozwiązać parlament. A trzeba też pamiętać, że zwierzchnictwo prezydenta nad siłami zbrojnymi było o wiele dalej idące niż dziś.

Dlaczego jednak pozwoliliście na niszczenie akt SB?
Premier nie miał w aparacie bezpieczeństwa ludzi, którzy mogliby temu zaradzić. Milicja i SB były ciągle jeszcze państwem w państwie. Przejmowanie MSW dokonywało się powoli i stopniowo.

A jakie widzi Pan minusy tamtego rządu?
Wiele ze spraw, które określić można jako minusy, wynika z logiki okresu przejściowego. To był - powtarzam - czas przejmowania państwa. Z ręką na sercu: błędem było, moim zdaniem, to że na początku 1990 roku nie zarysowano i nie przedstawiono Polakom kalendarza dalszego zmieniania państwa. Z taką inicjatywą powinien wystąpić rząd. W roku 1989 Polska była jak saper przedzierający się przez pole minowe, ale wtedy sytuacja wokół była już zasadniczo odmienna. Rozpadła się NRD, w Czechosłowacji wybuchła "aksamitna rewolucja", upadł Ceausescu, komuniści oddali władzę na Węgrzech. Trzeba było na przykład zaplanować przyspieszenie wolnych wyborów parlamentarnych. Podjąć pracę nad konstytucją, która określiłaby pozycję prezydenta. Taki plan pojawił się za późno, już w warunkach ostrej walki politycznej w obozie solidarnościowym.

Jak wyglądały stosunki między premierem Mazowieckim a pozostawionym w Gdańsku Lechem Wałęsą?
Mazowiecki bardzo się starał, by Wałęsa był informowany o sprawach państwa. Napięcia były jednak nieuniknione, bo Wałęsa jest typem człowieka niezwykle czynnego, o przywódczych skłonnościach. Myślę, że postawił sobie za cel prezydenturę, gdy Havel został prezydentem Czechosłowacji. Miał dobry słuch i docierały do niego pomruki niezadowolenia związane z sytuacją ekonomiczną.

Zaczyna się "wojna na górze". Jak reaguje na nią premier?
Źle. Odpowiedzi z kręgów rządowych na słowa wypowiadane przez Wałęsę na konferencjach prasowych w Gdańsku były często za ostre i zabrakło chyba ze strony Mazowieckiego i jego otoczenia próby załagodzenia sytuacji, zmniejszenia narastającego napięcia.

Czy pęknięcie obozu solidarnościowego było nieuniknione?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Gdyby przyjęta została propozycja Wałęsy z kwietnia lub maja 1990 roku, zgłoszona podczas jednego ze spotkań u biskupa Gocłowskiego: Wałęsa - prezydent, Geremek - wiceprezydent, Mazowiecki - premier, to być może ludzie Solidarności mogliby jeszcze przez pewien czas ze sobą współpracować. Jednak tak się nie stało.

W wyborach poparł Pan Tadeusza Mazowieckiego.
Dla mnie Mazowiecki był idealnym kandydatem na prezydenta w stylu V Republiki Francuskiej: silnego, zdecydowanego, ale rozważnego i konsekwentnego. Nie żałuję, że się za nim opowiedziałem.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Aleksander Hall o powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto